Z biegiem lat, z biegiem dni...
Zobacz >Izabela Olszewska
Absolwentka Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, /1954/.
od 1972/73 wykładowca, a od 1975/76 do 1978 prorektor Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie
1.07.1954 - 30.08.1955 - Teatr Wybrzeże, Gdańsk
1.09.1955 - 30.07.1957 - Teatr Ludowy, Kraków
1.10.1957 - 31.08.1990 - Stary Teatr, Kraków
Izabela Olszewska – aktorka, pedagog
Absolwentka krakowskiej PWST w roku 1954 po rocznym pobycie w Teatrze Wybrzeże i dwóch sezonach w krakowskim Teatrze Ludowym (1955 – 57) odnosząca już pierwsze sukcesy aktorka przyjęła propozycję dyrektora Władysława Krzemińskiego i została członkiem zespołu Starego Teatru.
Izabela Olszewska – artystka wybitna, niepokorna, wciąż odnajdująca nowe, nieznane dotąd szlaki aktorskiej wędrówki. Wytworna, urocza, olśniewała urodą i wdziękiem. Dyrektor, a zarazem reżyser Władysław Krzemiński powierzał jej początkowo role amantek: Zuzanny w Don Juanie Rittnera, Stelli w Tramwaju zwanym pożądaniem Williamsa, Muszki w Skizie Zapolskiej. Przełomową stała się rola kalekiej Katarzyny w Matce Courage i jej dzieciach Brechta w reżyserii Lidii Zamkow. Tą kreacją – niemej, upośledzonej dziewczyny – artystka udowodniła jak nieograniczone są jej możliwości. Przez kilkadziesiąt lat mozolnej, twórczej pracy Izabela Olszewska współtworzyła oblicze Starego Teatru. Jej wielka indywidualność w zetknięciu z wybitnymi reżyserami otwierała przed widzami rejony najszlachetniejszego, nasyconego prawdą psychologiczną, porywającego, szaleńczego - jednocześnie rzetelnego, wirtuozerskiego warsztatowo - aktorstwa. Stworzyła kreacje w najwybitniejszych inscenizacjach tej sceny. Siedmiokrotnie pracowała z Konradem Swinarskim grając niezapomniane postacie Anioła w Nieboskiej komedii Krasińskiego, Marii w Woyzecku Büchnera, Jewdochy w Sędziach i Matki w Klątwie Wyspiańskiego, Hrabiny Rousillonu w Wszystko dobre, co się dobrze kończy Szekspira, Pani Rollison w Dziadach Mickiewicza, Wróżki i Hestii w Wyzwoleniu Wyspiańskiego. Rola Pani Rollison – niewidomej matki walczącej desperacko o życie syna – wywoływała głęboki wstrząs w widzach, którzy w absolutnej ciszy słuchali rozdzierającego, nabrzmiałego bólem krzyku zrozpaczonej kobiety. Finezyjnie, autoironicznie zbudowana postać Wróżki z Wyzwolenia – rozplotkowanej, roztargnionej, zabawnej w każdym geście – była kolejną metamorfozą artystki. Również Jerzy Jarocki obsadzał aktorkę w skrajnie zróżnicowanym repertuarze: od wytwornej, ślicznej Eleonory w Zamku w Szwecji Sagan po groteskową postać Moniki Stettler w Fizykach Dürrenmatta. Spotkanie z Andrzejem Wajdą zaowocowała kreacjami odsłaniającymi kolejne barwy aktorstwa Izabeli Olszewskiej: żywiołowa, pełna pierwotnej siły Panna Młoda w Weselu Wyspiańskiego (pierwsza inscenizacja Wajdy z 1963 r.), Maria Lebiadkin, kaleka, żyjąca w wyimaginowanym świecie, rozpaczliwie zakochana w Stawroginie, niezapomniana postać z Biesów Dostojewskiego, wzruszająca, obdarzona kobiecym ciepłem i siłą charakteru Janina Chomińska z „gigantycznego maratonu teatralnego” Z biegiem lat, z biegiem dni... wg scenariusza Joanny Olczak-Ronikier, Matka w Klątwie Wyspiańskiego zbudowana ze szlachetnym patosem na wzór postaci z antycznej tragedii. Z kolei współpraca z Krystianem Lupą uwypukliła odwagę jej aktorskich poszukiwań idących w kierunku absurdu, groteski, deformacji (Królowa w Iwonie księżniczce Burgunda Gombrowicza, Ciotka Augusta, Szulinowa w Malte, albo Tryptyk marnotrawnego syna wg Rilkego) czy zagłębiania się w rejony podświadomości, pozaczasowości w przedstawieniu Lunatycy – Huguenau czyli Rzeczowość Brocha. Również wiele ról zagranych w latach 60. i 70. u takich reżyserów jak Józef Szajna (Spika Tremendoza w Onych Witkacego), Bohdan Hussakowski( m.in. Winnie w Radosnych dniach Becketta) czy Zygmunt Hübner (m.in. Ona w Lokatorach: Szaleństwo we dwoje Ionesco) ukazywały otwarcie artystki na nową formę, nową estetykę, na artystyczny eksperyment.Wielką, dziś już przez nielicznych posiadaną umiejętnością, jest świadome, prawdziwe i precyzyjne warsztatowo przekazywanie poezji. Izabela Olszewska jest mistrzynią słowa – by przypomnieć piękne przedstawienia oparte na poezji Norwida: Toast i Quidam w reżyserii Tadeusza Jurasza z jej udziałem.
Profesor Izabela Olszewska przez ponad trzydzieści lat była pedagogiem PWST im. Ludwika Solskiego w Krakowie, w latach 1975 -78 pełniła funkcję prorektora uczelni.
Izabela Olszewska o aktorstwie:
„Aktorstwo to materia ciągle żywa, zmienna, nie dająca się ująć w jednoznaczne definicje; nie da się też dla niej znaleźć radykalnej recepty. Może zabrzmi to pretensjonalnie, ale zaryzykuję twierdzenie, że w aktorstwie tkwi pewna tajemnica, bo człowiek w swej istocie jest również tajemnica. Różne rzeczy nasycają nas i animują. Czasem są to sprawy wielkie, ogólnoludzkie, społeczne, czasem pozornie mało znaczące zdarzenie, sytuacje życiowe: sukcesy i klęski, smutki i radości – na przemian. Zdarza się nieraz, że pod wpływem jakiegoś wydarzenia cały spektakl nabiera innej wymowy – chociaż formalnie nic nie zostało zmienione.
W mojej pracy aktorskiej za najciekawsze uważam próby (oczywiście mam na myśli pracę z dobrym reżyserem). Próba to ustawiczne poszukiwanie, ciągłe przenikanie analizy i emocji, spontaniczności i intuicji aktorskiej. Zdarza się, że właśnie w czasie prób osiągam najlepsze rezultaty, najpełniej udaje mi się wyrazić siebie w roli, jaką przygotowuję. I choć pozornie w czasie spektaklu wykonuję rolę tak samo jak na próbie, mam w głębi ducha świadomość, że coś jakby zastygło, utrwaliło się, uformowało i straciło nieco na swej pulsującej świeżości.”
W rozmowie z Zofią Śliwową WTK Tygodnik Katolicki 23. 10. 1977
O Konradzie Swinarskim
„[Konrad Swinarski nauczył mnie] przede wszystkim świadomości kontekstu i konstruowania dialogu. Konrad uruchamiał aktora animując go, ale także dużo z niego czerpał. W pracy z Jarockim czułam, że przejmuję na siebie jego myślenie, podczas gdy u Swinarskiego oboje kombinowaliśmy, on mnie kontrolował, niesłychanie subtelnie i drobiazgowo na mnie budował. Dzięki Swinarskiemu w pełni zrozumiałam, co to znaczy r o z m a w i a ć na scenie.
Kondzio wspaniale konstruował dialog. Widz może tego do końca nie rozumiał, ale czuł, że ten dialog jest nieprawdopodobnie nasycony, a nie tylko wygadany. Stwarzał podteksty, odkrywał tajemnice, których aktor nigdy by się nie domyślił. To go właśnie fascynowało. Wtedy miał pomysł na spektakl, jeśli go odkrywał dla siebie. Tak było z Wyzwoleniem, gdzie pierwszy i trzeci akt stanowiły klamrę: napuszony, teatralny, XIX-wieczny, kolorowy: w brokatach, aksamitach i pawich piórach, i biało-czarny środek.(...) Swinarski pracował bardzo intensywnie i przenikliwie.(...) Pracując z Konradem miałam uczucie, że jestem pod aparatem rentgenowskim. Czułam, że prześwietla mnie od stóp do głowy i że żaden fałsz nie może się wkraść.
Uwielbiał przyjaciół, nocne z nimi rozmowy, papierosy, alkohol. On ich odkrywał również prywatnie, w takich sytuacjach obnażali się jako ludzie. Tak odkrył Jurka Trelę, odkrył w nim bohatera Dziadów i Wyzwolenia.”
W rozmowie z Tomaszem Koniną „Teatr” nr12/1994
Elżbieta Bińczycka