Biesy
Zobacz >Wojciech Pszoniak
Wojciech Pszoniak
(ur. 2.05.1942 – Lwów)
Aktor teatralny i filmowy. W 1968 roku ukończył Państwową Wyższą Szkołę teatralna w Krakowie. Jeszcze jako student występował na scenie krakowskiego Teatru STU.
Ze starym teatrem związany był latach 1968 – 1974. Zagrał tutaj tylko 9 ról – co biorąc pod uwagę jego późniejsza karierę aktorską teatralną i filmową wydawać by się mogło jedynie „epizodem”, niemniej są to role, które pozwoliły Pszoniakowi określić się scenicznie, stworzyć sobie właściwy image, doskonalić wrodzone zdolności aktorskie.
Niewysoki, fizycznie bardzo sprawny, w zachowaniu niejako nadpobudliwy, niesłychanie witalny, potrafiący w jednej sekundzie przejść z rozpaczy w śmiech, z zadumy w ekspresję, niepokojący i fascynujący – sprawiał, że osobą swą wypełniał całą scenę. Rolę budował często na fizyczności postaci, przekładał wnętrze na motorykę, która kierowała życiem postaci – determinowała ją także w sensie psychologicznym, umysłowym.
O aktorstwie Wojciecha Pszoniaka najtrafniej napisał Maciej Karpiński: Pszoniak - grając - nie wyzbywa się samego siebie. Buduje role nie z elementów zewnętrznych, obcych, których można się wyuczyć, lecz z tego ludzkiego materiału będącego w nim.
Już jego debiut w Starym Teatrze – Sędziowie. Klątwa St. Wyspiańskiego (1968) – to spotkanie z jednym z najwybitniejszych polskich reżyserów – Konradem Swinarskim, który – jak twierdził sam Pszoniak - sprawił, że zaistniał jako aktor. To na nim, na kreowanej przez Pszoniaka postaci Puka, oparł Swinarski swoją inscenizację Snu nocy letniej W.Shakespearea (1970). Puk (z wyglądu przypominający satyra) był sprawcą i panem wszelkich zdarzeń, mieszał, gmatwał, zmieniał życie innych bohaterów. Pszoniak z niezwykłą, zwierzęcą wręcz zręcznością, zwinnie i błyskawicznie przemieszczał się po scenie, wszędzie był, jak nie działał to kontrolował skutki swych działań. Wypełnił swego bohatera w bezmiar energii, pozwalającej mu zmieniać błyskawicznie mimikę, lub sypać potokiem słów. Tak jak fascynująca sylwetka Puka (Wojciech Pszoniak) wyłania się z detali pozornie zaprzeczających jego istocie. Ten Puk, obnażony do pasa, krępy, dobrze zbudowany, niezwykły tylko w niektórych szczegółach charakteryzacji i kostiumu (pokryte zwierzęcym futrem spodnie, wieniec na głowie i warkocz), pokonujący z niezwykłą sprawnością własną "cielesność" - jest w znacznym stopniu symbolem leśnej krainy.
Swinarski raz jeszcze wykorzystał witalność i wyrazistość aktora powierzając mu rolę w kolejnej inscenizowanej komedii Shakespearea Wszystko dobrze co się dobrze kończy (1971). Pszoniak, grając Parollesa – przyjaciela i złego ducha głównego bohatera – też czaruje, omamia, gmatwa, naciąga, kłamie i oszukuje. Nerwowość widoczna w każdym ruchu, błyskawiczne zmiany „masek” sprawiają, że Parolles jawi się jako mały, w gruncie rzeczy cwaniak, krętacz.
Chociaż – jak napisał Kazimierz Żórawski – reżyserami, którzy wielki wpływ na aktora byli właśnie Konrad Swinarski i Jerzy Jarocki, którzy „zdołali wdrożyć w młodego aktora zaufanie do reżysera, umiejętność poddawania się reżyserskim prowokacjom, uleganie nastrojowi teatralnego obrzędu”, to jednak zdecydowany wpływ na jego aktorstwo, na otwarcie się na nowe możliwości wyrazu artystycznego, wreszcie na jego karierę artystyczną miał Andrzej Wajda – reżyser, z którym po raz pierwszy zetknął się w starym Teatrze przy realizacji Biesów F. Dostojewskiego (1971).
Rola Piotra Wierchowieńskiego to z pewnością największa aktorska kreacja Pszoniaka w Starym Teatrze. Całą swoja witalność, nerwowość, plastyczność potrafił aktor naznaczyć złem. Stworzył postać do końca złą a jednoczesnie fascynującą. Każda jego kwestia, każdy jego gest, każde pojawienie się na scenie budowało i uzupełniało wizerunek człowieka o moralności szatana. Sam aktor powiedział: Poprzez rolę Wierchowieńskiego w „Biesach” odkryłem w sobie fascynację złem. Zrozumiałem ten typ agresji, zmierzający do unicestwienia wszystkiego co żyje.
Podobnie jak w Śnie nocy letniej, postać grana przez Pszoniaka stawala się jakby kreatorem losów innych postaci jednak nie po to by pogmatwawszy ich życie wskazać drogę do szczęścia, ale jak mały złośliwy gnom, przybierając maskę groteski rozbudzać w nich najniższe instynkty, popychać do zbroni i śmierci:
Zapewne i wyśmienita interpretacja Wojciecha Pszoniaka wysunęła tę właśnie postać na czoło krakowskiej inscenizacji. Niedawny Puk ze "Snu nocy letniej", także w "Biesach" spełnia rolę mocy niemal nieziemskiej (nieczystej!), która gmatwa ludzkie losy, tu doprowadzając do powszechnego zniszczenia, do powszechnego triumfu zła. W stworzonej przez Pszoniaka sylwetce Piotra jest coś z diabła - także w wyglądzie, także w grze. Mały, zwinny skrzat, złośliwy bies, z rozwianymi włosami biegnący w dal po bezkresnych połaciach rosyjskiej ziemi - oto obraz, jaki pozostawia w widzu. Nonszalancja, bezpardonowość postępowania, brak uczuć i wszelkich skrupułów - te cechy charakteru młodego Wierchowieńskiego oddaje Pszoniak bezbłędnie. Stwarza sylwetkę, której się długo nie zapomni. (Krystyna Zbijewska, Dziennik Polski15-05-1971).
Wierchowieński w jego ujęciu jest gwałtowny, trawiony wewnętrznym ogniem, skłonny do porywów i niezwykłych gestów. Pszoniak, poruszający się błyskawicznie po scenie skokami prawie, nerwowo gestykulujący, wyrzucający z siebie potoki słów, z płonącymi oczami - oto aktorstwo najwyższej miary, postać zarysowana konsekwentnie, godna tego niezwykłego przedstawienia (Maciej Karpiński, "Pszoniak", Warszawa 1976).