Przedstawienie:

Niewina

Autor: Dea Loher przedstawienia tego autora >

Reżyser: Paweł Miśkiewicz przedstawienia tego reżysera >

Scenografia: Barbara Hanicka przedstawienia tego scenografa >

Obsada:

Róża, jego żona: Iwona Budner przedstawienia >

Pani Habersatt, samotna matka: Magda Jarosz przedstawienia >

Absolut, niewidoma kobieta: Ewa Kaim przedstawienia >

Matka zabitej dziewczynki: Agnieszka Mandat przedstawienia >

Chłopak: Bogdan Brzyski przedstawienia >

Elisio: Zbigniew W. Kaleta przedstawienia >

Ojciec zabitej dziewczynki: Andrzej Hudziak przedstawienia >

Pani Zucker, jej matka: Iwona Bielska przedstawienia >

Dziewczyna: Sandra Korzeniak przedstawienia >

Helmut, jej mąż, jubiler: Zbigniew Kosowski przedstawienia >

Ella, starzejąca się filozofka: Urszula Kiebzak przedstawienia >

Fadul, nielegalny czarny imigrant: Jan Peszek przedstawienia >

Franz, preparator zwłok : Piotr Grabowski przedstawienia >

Chłopak : Piotr Polak przedstawienia >

Ciało: Tomasz Wygoda przedstawienia >

Ciało: Katarzyna Łęcka przedstawienia >

Ciało: Michał Borczuch przedstawienia >

Chłopak : Jacek Jabrzyk przedstawienia >

Samobójca: Michał Czarnecki przedstawienia >

* rola dublowana

przekład: Dorota Sajewska
reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski
zdjęcia telewizyjne: Witold Chomiński
konsultacja choreograficzna: Tomasz Wygoda

Opis:

Streścić Niewinę niełatwo, jest bowiem dziełem afabularnym, pozbawionym struktur przyczynowo-skutkowych. Opowieści kilku grup bohaterów nie mają właściwie wyraźnych wewnętrznych powiązań. Dwaj czarni emigranci z jakiegoś afrykańskiego (islamskiego) kraju nie mają nic wspólnego z parą rodziców, którzy stracili córkę. Niewidoma tancerka z nocnego klubu nie nawiązuje żadnych relacji z dziwaczną starszą panią podszywającą się pod matkę brutalnego mordercy. Rodzina, terroryzowana przez chorą na cukrzycę byłą komunistkę nigdy nie spotyka się z wykrzykującą niedorzeczności starzejącą się filozofką i jej mężem jubilerem. Do tego są jeszcze samobójcy i porzucone zwłoki, przynoszone do domu przez litościwego pracownika zakładu pogrzebowego.

A jednak te rozproszone, czasem banalne, absurdalne, zabawne, zawstydzające, a nawet irytujące historie bohaterów układają się niespodziewanie w logiczny i świetnie skomponowany wzór, niczym obraz w kalejdoskopie. (…) 

Paweł Miśkiewicz stworzył piękne, bardzo poruszające przedstawienie, mówiące o sprawach ważnych za pomocą zwyczajnych, nawet trywialnych historii, znanych z kolorowych pism czy telewizyjnych wiadomości. Konwencja spektaklu odważnie balansuje między groteską, teatrem absurdu a tragedią. Aktorzy, opowiadając swoje historie, skupiają się nie tyle na faktach, co na pogłębionych stanach emocjonalnych postaci. Dlatego atmosfera na scenie jest tak gęsta, tak wyjątkowa, tak nieprzystająca z pozoru do zwierzeń tancerki erotycznej czy banalnych problemów byłej pracownicy poczty. Nie mogłoby się to udać, gdyby nie aktorzy Starego Teatru, którzy, jak za dawnych czasów, zbiorowo wykreowali to niezwykłe widowisko. Emigranci Jana Peszka i Zbigniewa Kalety, niewidoma kobieta Ewy Kaim, chora na cukrzycę nieznośna pani Zucker Iwony Bielskiej czy zdziwaczała samotna matka Magdy Jarosz, to role, które, bez przesady, można będzie w Krakowie zaliczyć do największych wydarzeń sezonu.

Justyna Nowicka, Bez winy, bez przebaczenia, Rzeczpospolita 2004, nr 58.


Bohaterowie Niewiny to ludzie syci, przesyceni, spęczniali od nadmiaru, nawet jeśli nie mają pieniędzy. Pisać, że jedyna rzecz, której im brakuje, to miłość, nie wchodzi w rachubę, bo od razu otworzymy worek z łzawą sentymentalną obyczajowością. A tu wszystko jest ostre i nieprzyjemne, bardzo radykalne i przykre, choć czasami nieodparcie śmieszne. Gdzieś w tle pobrzmiewa powieść Houellebecqa Cząstki elementarne. Bohaterowie Niewiny mają właśnie status cząstek elementarnych. W Warszawie pokazywano przedstawienie w idealnej dla niego przestrzeni: zdegradowanej blaszanej hali targowej pod Pałacem Kultury, z której zdaje się wyprowadzili się już wszyscy żądni zysku handlarze, W niej blaszany kontener stanowiący główny element dekoracji odnalazł się jako jedyny integralny element, świetnie podkreślając wyobcowanie istniejących w tej przestrzeni ludzi. Pokazywane na przedniej ścianie blaszaka projekcje miejskie, w których ulicą desperacko przesuwa się korek samochodów, i ambient dźwiękowy potęgowały depresyjne wyobcowanie.Kim oni są? Emigrantami żyjącymi na granicy bezdomności, oszalałymi mieszczanami nie dającymi sobie rady z pożerającym ich światem, kalekami odtrąconymi przez płynący gdzieś blisko nurt główny. Chorują na ulubione schorzenia cywilizacji, przede wszystkim na depresję, która pozostaje nierozpoznana aż do końca, w zgodzie z regułami choroby. Czasami udaje się ocaleć, ocaleni żyją dzięki nerwicom natręctw. Niezależnie od stanu posiadania i sytuacji rodzinnej, wszyscy są śmieciami. Dla większości z nich ratowanie tak zwanej ludzkiej godności przestało być celem. Ci najbardziej upokorzeni mają największe szansę: kloszard Fadoul (Jan Peszek), niewidoma striptizerka Absolut (Ewa Kaim) wierzą jeszcze w ocalenie. Los Róży (Iwona Budner) osaczonej przez dominującą potworną matkę (Iwona Bielska) i męża znoszącego z miasta porzucone zwłoki (Piotr Grabowski) jest historią, która się zwija, redukuje aż do samobójczej śmierci, będącej jedynym możliwym ratunkiem. To właśnie historia Róży stanowi wątłą konstrukcję całego spektaklu, który rozpada się bez przerwy, podkreślając cząstkowy charakter naszej, pożal się Boże, egzystencji. Stanem idealnym dla człowieka w ty m świecie jest bycie ciałem, trupem, najlepiej niezidentyfikowanym, znalezionym gdzieś na ulicy. W Niewinie w ostatecznym rozrachunku wszyscy są niewinni, bo wszyscy są ofiarami.

Niewiną Paweł Miśkiewicz udowadnia, że odnalazł swój teatr. Mroczny, niewygodny, nieprzyjemny, na pocieszenie, by wytrzymać długą rozmowę o depresji cząstek elementarnych, bardzo pięknie reżyserowany w świetnej scenografii Barbary Hanickiej.

Piotr Gruszczyński, Festiwal jesienny, Tygodnik Powszechny 2004, nr 46.

Żaden tekst dramatyczny ostatnich lat nie drażnił mnie tak bardzo, jak Niewina, wewnętrzną pustką, nijakością diagnoz społecznych i psychologicznych, myślowym galimatiasem. (…) Aktorzy Starego Teatru w tej krainie banału zdołali stworzyć prawdziwych ludzi, jakąś śmieszno-gorzką prawdę o pokraczności istnienia poszczególnego. Ich opowieści są jak popisowe arie liryczne albo komiczne. Dziewczyna (Sandra Korzeniak) opowiada o samobójstwie przypadkowego znajomego. Krzyczy, prawie płacze, szuka wśród widzów tego, który zrozumie jej przerażenie, rozgrzeszy ją z odpowiedzialności za tę śmierć. Ella (Urszula Kiebzak) w niekończących się monologach wykrzyczy swoją obcość i zbędność w świecie. Stanie się na naszych oczach zabójczynią, choć tak łatwo przychodziło nam śmiać się z jej rozpasanej, starzejącej się kobiecości. Pani Zucker (przerażająca Iwona Bielska), uosobienie mieszczaństwa, nie przestaje gadać o swej chorobie i pragnieniu odwetu. Nie przestaje dokuczać córce. Pani Zucker to umierający gejzer energii. Niszczy ludzi i cieszy się bezwstydnie swoim okrucieństwem. Jest uosobieniem farsy. Jej córka Róża (Iwona Budner) to równocześnie zahukana, zadręczona przez matkę nieszczęśliwa, bezpłodna kobieta i ucieleśnienie pragnienia miłości i życia. Pragnienia, które prowadzi ją ku śmierci.

Aktorzy pogrążają się w sobie, w swojej osobowości. Odnosi się wrażenie, że każdy tylko siebie przeżywa, równocześnie widząc, czy też próbując zobaczyć, odtwarzaną przez siebie postać z boku i parodiując ją (np. Ella Urszuli Kiebzak czy pani Zucker Bielskiej). Tworzą gabinet osobliwości - werystyczny i jawnie sztuczny. Umowne, teatralne morze oblewa plażę, na której stoi telewizor i upiorny kontener, dom tych wszystkich ubogich. W tym domu-blaszaku aktorzy opowiadają swoje historie. Każdy trochę inaczej, każdy świadomy śmieszności i beznadziejności, w jaką wplątuje go życie. Nawet ci, którzy historię wymyślają, początkowo świadomi teatru, potem stają się więźniami tej historii.

Fadoul (Jan Peszek), nerwowy, na przemian agresywny i liryczny; aktor, potem dopiero człowiek, przerażony znaleziskiem, które uważa za Boże słowo w swojej pozbawionej światła egzystencji. Fadoul Peszka chce być dobry, pokonuje w sobie strach ściganego zwierzęcia, nieustannie podejrzewanego, chce przywiązać się do czegoś, a raczej do kogoś, dać swojej miłości wzrok. Ale zaraz wybucha żałosną pretensją, odchodzi, oskarżając o brak wiary ukochaną, przyjaciela, znajomych. Gdy trzeźwa, racjonalna Absolut wróci do swego dawnego świata, Fadoul ucieknie, rozżalony niewiarą świata w cud.

Najciekawszą postać mitomanki spragnionej uwagi świata, przeżywającej niekończący się dramat macierzyństwa i kłamstwa, stworzyła Magda Jarosz. Wciska się, wtacza na scenę, nieporadna, opanowana jedną obsesyjną namiętnością zagrania wobec skrzywdzonych rodziców dramatu jeszcze większego niż ich własny. Dramatu matki, która urodziła mordercę i która mordercę kocha. Obsesja bycia matką zamieniła się w chorobliwą satysfakcję grania matki. Namolnego, bezwstydnego, bezlitosnego. I oto na chwilę w jej zniszczonym życiu zdarza się cud. Wyznaje, że nigdy nie była matką. To wyznanie, uczynione Elisiowi, zbliża ją do niego i do zaznania wymarzonej bliskości drugiego człowieka.

Paradoksem tego przedstawienia jest dysproporcja między umiejętnością pokazania dramatu człowieczego, jaką dysponują aktorzy, czy też jaką potrafi z aktorów wydobyć reżyser, a nijakością literackiej materii, z jakiej korzystają twórcy spektaklu. Pierwszy raz widziałam przedstawienie, które tak jawnie triumfowało nad literackim planem autorki. I to było najciekawsze doświadczenie, jakie przyniósł mi spektakl Starego Teatru.

Małgorzata Ruda, "Niewina", czyli współczesne panopticum, Dekada Literacka 2004, nr 3.

 

 

Animacje kostiumów

Narodowy Stary Teatr w Krakowie tel. 48 12 4228566, 48 12 4228020 wew. 134 fax 12 2927512 e-mail:muzeum@stary.pl
Copyright 2011