Przedstawienie:
Sie kochamy
Autor: Murray Schisgal przedstawienia tego autora >
Reżyser: Jerzy Jarocki przedstawienia tego reżysera >
Scenografia: Lidia Minticz przedstawienia tego scenografa > Jerzy Skarżyński przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Ellen Manville: Ewa Lassek przedstawienia >
Milt Manville: Kazimierz Kaczor przedstawienia >
Harry Berlin: Marek Walczewski przedstawienia >
* rola dublowanaOpis:
(…) tekst Schisgala może być zręcznym pretekstem do zbudowania dowcipnego przedstawienia. Wystarczy, że reżyser i inscenizator nacisną mocniej pedał przejaskrawień oraz przerysowań sytuacji, a także dialogów – gdy natychmiast pojawia się w widowisku ów zbawienny dystans do materiału literackiego, gdy spiętrzone gagi i niemal jarmarczne wygłupy nabierają sensu w ogólnym nonsensie. Jak dobrze naoliwiony pojazd, zaczyna się toczyć w teatrze absurdalnym – drwina do kwadratu, ujawniającą całe, upozowane trochę na wzór dziecinnych zabaw, życie nieciekawych, małych ludzików. I nagle przeżywamy te bzdurne śmieszności – jako tragifarsę, koziołkującą po wszelkiego rodzaju psychologizmie, płyciznach światopoglądowych, obsesjach i cynizmach.
Trzeba przyznać, że Jerzy Jarocki wykazał tu wręcz żonglerskie umiejętności zastąpienia pozorów głębi pozorami sparodiowanej satyry intelektualno-obyczajowej. Chwilami cokolwiek demaskatorskiej. Doprowadziwszy sytuacje sceniczne prawie do granicy szarży – nie przekroczył tej granicy ani na centymetr. I rozegrał swą partie na krawędzi super farsy w taki sposób, że przeżycia widowni wzbogacił o rzeczywiste akcenty artystycznej zabawy. Nawet z morałem wisielczego humoru. O dewaluacji miłości oraz człowieczego symulanctwa w różnych odcinakach egzystencji.
Udała się więc sztuka bardziej Jarockiemu, niż Schisgalowi. Udało się i dlatego, że wyjątkowo sprawnymi instrumentami w koncercie całości – okazali się aktorzy. Troje wykonawców kapitalnie zróżnicowanych w typie i stylu gry – święciło tu chyba swój benefis. Przede wszystkim – Marek Walczewski jako Harry Berlin, potrafił z ogromną charakterystycznością i komizmem wcielić się w postać karykaturalnej dwuznaczności rozbitka życiowego – pozera – który uwierzył w swoja pozę. Również i Ewa Lassek wykazała w trudnej roli podwójnej żony nowy, zaskakujący ton komizmu, w dużej miary kreacji postaci Ellen. I wreszcie Kazimierz Kaczor ujawnił, jako Mitt Manville – sporą dojrzałość vis comicae w tym zestawie ciągle zmienianych masek na różne okoliczności życiowe.
Bez tak zgrabnego tercetu aktorów, koncepcja reżyserska nie osiągnęłaby tych wymiarów artystycznych, które wraz ze scenografią Lidii Minticz i Jerzego Skarżyńskiego – zdołały zatrzeć nikły wymiar sztuki w lekturze. Oto jeszcze jeden charakterystyczny rys zwycięstwa teatru nad wątpliwościami samego tekstu dramatycznego…
Jerzy Bober, Co autorskie – reżyserowi i aktorom…, Gazeta Krakowska 1966, nr 233.
Video
Animacje kostiumów