Przedstawienie:
Taniec śmierci
Autor: August Strindberg przedstawienia tego autora >
Reżyser: Bogdan Hussakowski przedstawienia tego reżysera >
Scenografia: Lidia Minticz przedstawienia tego scenografa > Jerzy Skarżyński przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Bert: Jerzy Nowak przedstawienia >
Porucznik: Edward Dobrzański przedstawienia >
Starucha: Jadwiga Żmijewska przedstawienia >
Jenny: Melania Sadecka przedstawienia >
Judyta: Anna Seniuk przedstawienia >
Allan: Aleksander Bednarz przedstawienia >
Alicja: Zofia Niwińska przedstawienia >
Kapitan: Kazimierz Fabisiak przedstawienia >
* rola dublowanaOpis:
Ciemne, ledwo oświetlone wnętrze kamiennej jamy albo bunkra. Na otomanie leży kobieta, na podłodze skrawki jakichś papierów, przy odrażającym biurku siedzi mężczyzna. W głębi pianino i zwykły drewniany wieszak, jakie i dziś stoją w podrzędnych urzędach; pomiędzy tymi sprzętami otwór wyjściowy, od zewnątrz w połowie przesłonięty murem. Od czasu do czasu dostrzegamy przez ten otwór buty spacerującego po murze żołnierza, który pełni wartę.
Ta ponura sceneria wydała by się chyba autorowi, gdyby mógł ją oglądać, ponurym dowcipem na temat jego sztuki. A jednak tak właśnie zaczyna się Taniec śmierci Strindberga w krakowskim Teatrze Kameralnym, wyreżyserowany przez Bogdana Hussakowskiego w scenografii Lidii i Jerzego Skarżyńskich.
Edgara i Alicję oglądamy po raz pierwszy na scenie niemal w przeddzień dwudziestopięciolecia ich małżeństwa. Mogliby się nawet do siebie nie odzywać, rozkład ich pożycia staje się widoczny natychmiast.
Rozumiem intencję reżysera i scenografów, chcieli dać silną sugestię kryzysu i upadku. W Krakowie grane są obydwie części utworu co teatry nie zawsze praktykują; zaledwie o parę tygodni wyprzedziła Kraków premiera w Teatrze Wybrzeże, przedstawiając tylko część pierwszą dramatu, mroczną. Próba ucieczki Alicji z Bertem nie udaje się, małżonkowie pozostają skazani na siebie: on zabijany chorobą, ona – poczuciem przegranej. Tak kończy się część pierwsza; klęską, od której się rozpoczęła.
Rozumiem intencję realizatorów w Krakowie, chcieli ten mrok wewnętrznej klęski bohaterów ostro i środkami czysto teatralnymi przeciwstawić jasnościom części drugiej. Bo oto część druga rozpoczyna się w dekoracjach pięknych, lekkich i jasnych, mógłby to być taras jakiejś willi na Capri. Jest to jednak ta sama wyspa. Jest młoda, jasna, urocza trzpiotka, córka Edgara i Alicji. Jest poważny, zamyślony, mądry zapewne, syn Berta. Wyjadą razem do Norrlandii: on do garnizonu, a ona z nim. I co będzie dalej? Nic innego, to ich szczęście małżeńskie oglądaliśmy przecież także w części pierwszej. Strindberg nie chciał zostawić niedomówień i stąd właśnie ta część druga, jasna jeszcze, tak niechętnie grywana przez teatry. Oczywiście! Klęska nie jest tu już zdarzeniem lecz pasmem zdarzeń, nie jest sytuacją lecz losem. A jednak Strindberg mówił to z pewnym zdziwieniem; przedstawienie pokazuje tylko ironię(...).
Zygmunt Greń, Rzeczywistość Strindberga, Życie Literackie 1967, nr 26.
(...) Hussakowski zabarwił sztukę atmosferą z pogranicza obyczajowej czarnej komedii i tragigroteski. Postaciom głównych bohaterów nadał – w części I – koloryt powszedniej, prowincjonalnej rodzajowości szarych ludzi. Ma to swoje uzasadnienie, bo akcja Tańca śmierci toczy się przecież na peryferyjnej wysepce, nie będącym raczej miejscem służby szczególnie utalentowanych i wybitnych oficerów armii szwedzkiej wraz z ich równie interesującymi umysłowo żonami. Koncepcja interpretacyjna Hussakowskiego początkowo wciąga widza do pułapki, pozorując przeciętną opowiastkę obyczajową. Nie zachwyciła mnie natrętnie sugestywna i symboliczna scenografia Lidii i Jerzego Skarżyńskich (w części I – piwniczny, niemal więzienny bunkier zatłoczony sprzętami, z dodatkowym akcentem widocznych przez okno butów wartownika), natomiast świetnie punktował nastrój – płynący non-stop – jednostajny motyw muzyczny Zygmunta Koniecznego.
Spektakl rozpoczyna się w klimacie dobroduszności i ociężałej komitywy drobnomieszczańskiego domu. Kazimierz Fabisiak prezentuje rubaszną, chwilami prawie serdeczną jowialność nieco bezbronnego, pazury ma jeszcze głęboko ukryte. Zofia Niwińska obnosi pogardliwie znudzenie, czasem spod tej maski przebłyskuje jakieś przyczajenie. W ich pierwszych spięciach pobrzmiewają trywialne nuty małomiasteczkowych kłótni rodzinnych zrzędy-choleryka i zaciętej klempy. Te nuty brzmieć będą i nadal, ale obraz zacznie ciemnieć, przekraczać rodzajowe ramki.
Zachowując powszednią aurę, Hussakowski skontrastował koszmar z trywialnością, wydobył okrutny humor małżeńskich zmagań. Przyzwyczajenie Alicji stopniowo nabierze barw nienawiści, wybuchnie pół obłędną wściekłością, przekształci się tryumfalne kabotyństwo, aby na koniec spaść do bezsilnego poniżenia. Edgar pokaże twarz przebiegłego, rozsmakowanego w swoich umiejętnościach gracza, stale chowającego jakieś atuty w zanadrzu. Alicja wszystko przeżywa, Edgar – oprócz chwili fizycznej słabości – bawi się swoją żoną, obmyśla następne figury tańca udręczeń.(...).
Jerzy Falkowski, Tonacje „Małego Piekła”, Teatr 1968, nr 2.
Video
Animacje kostiumów