Przedstawienie:
Niewinne kłamstwa. Czarna komedia
Autor: Peter Shaffer przedstawienia tego autora >
Reżyser: Zygmunt Hübner przedstawienia tego reżysera >
Scenografia: Lidia Minticz przedstawienia tego scenografa > Jerzy Skarżyński przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Brindsley / Czarna komedia/: Jan Nowicki przedstawienia >
Frank /Niewinne kłamstwa/,Bamberger /Czarna komedia/: Andrzej Buszewicz przedstawienia >
Miss Furnival / Czarna komedia/: Halina Kwiatkowska przedstawienia >
Sophie / Niewinne kłamstwa/*: Romana Próchnicka przedstawienia >
Sophie / Niewinne kłamstwa/*: Zofia Więcławówna przedstawienia >
Tom / Niewinne kłamstwa/: Adam Romanowski przedstawienia >
Carol / Czarna komedia/ : Anna Seniuk przedstawienia >
Pułkownik /Czarna komedia/: Kazimierz Fabisiak przedstawienia >
Harold / Czarna komedia/ *: Zdzisław Maklakiewicz przedstawienia >
Harold / Czarna komedia/ *: Marek Walczewski przedstawienia >
Schuppanzigh / Czarna komedia/ : Tadeusz Wesołowski przedstawienia >
Clea / Czarna komedia/: Mirosława Dubrawska przedstawienia >
* rola dublowanaOpis:
Słynny aktor, a w tym wypadku i dyrektor Narodowego Teatru Angielskiego w Londynie, Laurence (tak, tak - ten z legendarnego Hamleta i Henryka V) zdecydował się przed 2 laty na ryzykowny krok i zamówił u Petera Shaffera jednoaktówkę, jako... farsowe uzupełnienie premiery Panny Julii Strindberga. Po wielu perypetiach, zmianach w scenariuszu, skreśleniach i dopiskach - nie tylko ze strony samego autora- pojawiła się na scenie Czarna komedia. Zgodnie z opinią Oliviera "była to farsa tworzona w okolicznościach farsy.
(…) Czarna komedia dysponuje wcale zręcznie dobranym arsenałem gagów, spięć dialogowych i sytuacyjnych - mniej lub bardziej wybrednych - co pozwala dobrym wykonawcom bawić siebie i widownię, jeśli reżyser spektaklu znajdzie tu odpowiednią ramkę rodzajową dla wtłoczenia w nią czegoś więcej, aniżeli płaskiej rewii z równie płaskimi dowcipami.
W Teatrze Kameralnym Czarną komedię wziął na swój warsztat reżyserski - Zygmunt Hübner. Tekst Shaffera, aczkolwiek zgrabnie skonstruowany - wionie pustką intelektualna. Stał się więc dla reżysera pretekstem do zastosowania takiego chwytu teatralnego, który by chociaż w minimalnym stopniu usprawiedliwił także ideowy wybór tej pozycji w repertuarze.
W Czarnej komedii dominuje jeden pomysł: rozgrywania sytuacji podczas ciemności, spowodowanej awarią elektryczną na terenie domu, gdzie toczy się akcja sztuki. Rzecz oczywiście umowna na scenie, ponieważ ciemność oznacza dla widza światło - i na odwrót.
Odkrywamy więc sylwetki ludzi oraz ich reakcje podczas błądzenia po omacku. Powstaje na naszych oczach typowa farsa sytuacyjna. Pełna niespodziewanych spięć komicznych, nie wolna od trywialności - ale prześmieszna na tle występujących osób, które się wzajemnie nie widzą - a więc demonstrują postawy wobec siebie i zdarzeń bez tzw. masek obowiązującego ugrzecznienia towarzyskiego. Utwór Shaffera przynależy do rzędu dramaturgii relaksowej. Wybuchy śmiechu na widowni dają odprężenie na czas trwania spektaklu. Potem pozostaje tylko pustka. Przyznaję, że dawno już nie rozśmieszyło mnie w takim stopniu widowisko teatralne. Nawet do granic przesytu, na skutek powtarzania pewnych dowcipów, jakie z wyraźną przesadą stosuje autor w tekście.
Mocną stroną przedstawienia są aktorzy. Właśnie wyborna gra i zróżnicowane typy karykaturalnych postaci w wykonaniu Marka Walczewskiego, Jana Nowickiego, Anny Seniuk, Haliny Kwiatkowskiej, Mirosławy Dubrawskiej, Kazimierza Fabisiaka, czy Tadeusza Wesołowskiego - pozwalają przetrwać niektóre dłużyzny spektaklu w nastroju rozbawienia.
Tym niemniej, bez sterującej ręki reżysera, bez owej klamry czystego niejako humoru "na zgrywę'' - bez absurdalnego spiętrzania sytuacji oraz jaskrawej prezentacji sylwetek ludzkich w skrótowych ujęciach - byłoby to widowisko poprawnie zabawne. Hubner znalazł dla tego bzdurnego, choć komicznego szaleństwa na scenie - metodę. Metodę parodystyczną. I dlatego osiągnął sukces dla dzieła, które nie mając dostatecznych ambicji literackich - nabiera w końcu znaczenia jakiejś pure nonsensowej farsy obyczajowej.
Spektakl składa się z dwóch części. Pierwsza z nich, jednoaktówka „Niewinne kłamstwa” - odbiega nastrojem komizmu od drugiej. Jest po prostu melodramatem z domieszką czarnego humoru na temat modnych na Zachodzie wróżek, których "niewinne kłamstwa" z przeszłości i przyszłości ich klientów - kończąc się nie przewidywaną śmiercią tej co rzekomo posiadła tajemną wiedzę o losach ludzkich. (…) Rzecz reżyserowała i grała Romana Próchnicka w towarzystwie Andrzeja Buszewicza i Adama Romanowskiego. (…).
Jerzy Bober, Śmiech nie wykorzystany, Gazeta Krakowska 1968, nr 272.
Jak to już wcześniej wyłapała krytyka zagraniczna, najcenniejszy w tej sztuce jest pomysł. Istotnie znakomity. Zabawa więc toczy się niby w ciemnościach. W mieszkaniu, gdzie spotykają się bohaterowie tych perypetii, trzasnęły przewody elektryczne. Ludzie więc poruszają się jak w głębokiej nocy, my jednak na widowni wszystko doskonale obserwujemy, gdyż scena jest jaskrawo oświetlona. Umowa jest umową.
Można więc sobie wyobrazić, jakaż to okazja do budowania sytuacji pełnych komicznych powikłań, salt, podszczypywań, a przy sposobności i do odkrywania prawdziwych twarzy, jako że w ciemnościach wszyscy się czują samotni i masek nikt nie nosi.
I w tym galimatiasie nawet tekst nie wydaje się potrzebny. Nieustanny śmiech widowni zagłusza go zresztą bez przerwy. Anegdota Czarnej komedii jest zresztą bardzo zbliżona do granego w tym teatrze Błażeja. 0bie sztuki pochodzą z okolic komedii bulwarowej, obie posługują się rekwizytami tej komedii. O ileż jednak u Shaffera więcej miejsca na tworzenie komizmu.
Reżyser Zygmunt Hübner nie stracił okazji i pobawił się sam niezłe na scenie, zabawił także aktorów i publiczność. Należy chyba tylko żałować, iż nie złapał za ołówek i nie przykrócił trochę tekstu. Bo ten mechaniczny humor zaczyna w końcu trochę męczyć.
W zespole aktorskim wystąpili wszyscy z dobrym, komediowym powodzeniem. Więc Jan Nowicki (Brindslay), Anna Seniuk (Carol), Halina Kwiatkowska (Miss Furnival), Kazimierz Fabisiak (Pułkownik), Marek Walczewski (Harold), Tadeusz Wesołowski (Schuppanzigh). Mirosława Dubrawska (Clea) i Andrzej Buszewicz (Bamberger).
Stosowną scenografię stworzyli Lidia Minticz i Jerzy Skarżyński. Muzyki nie było. (…).
Ryszard Kosiński, Czarna komedia, Dziennik Polski 1968, nr 257.
(…) Mimo sugestii tytułu nie jest to zabawa mrożąca krew w żyłach. Pomysł generalny jest pogodny i prosty. Młody rzeźbiarz oczekuje równocześnie wizyty bogatego mecenasa sztuki i odwiedzin ojca swej narzeczonej. Doskonałe trunki, nienaganny porządek, meble wypożyczone pod nieobecność sąsiada-fanatycznego kolekcjonera. Rzeźbiarz i narzeczona ubrani świeżo i gustownie. Katastrofa przychodzi niespodziewanie - wyłączono światło. Dalsza akcja rozgrywa się w absolutnej ciemności. Gagi i zabawne sytuacje mnożą się, tym bardziej, że niespodziewanie wracają kolekcjoner oraz ostatnia kochanka rzeźbiarza, z którą, jak się okazuje, przeżył poprzednie cztery lata.
(…) Widownia śmieje się jednak często i nie bez powodu. Wiele w tym zasługi reżysera (Zygmunt Hübner) i aktorów. Ci ostatni mają zadanie wyjątkowo trudne: stwarzać muszą bowiem bez przerwy wrażenie, że poruszają się w ciemności, mimo iż w istocie scena jest jasno oświetlona. Jedynie gdy któryś z bohaterów zapala zapałkę, zapada półmrok. Pierwszy i ostatni fragment komedii rozgrywają się natomiast rzeczywiście wśród absolutnych ciemności zalegających scenę i widownię. Jest to efekt - głównie na początku - doskonały: perspektywa wysłuchania całej sztuki w ciemności dostarcza nowych zgoła emocji. Gdy po kilku minutach nareszcie widać co dzieje się na scenie, doznajemy nie tylko ulgi, ale i uczucia zawodu.
Marta Fik, Peter Shaffer w Starym Teatrze, Teatr 1968, nr 23.
Video
Animacje kostiumów