Przedstawienie:
Sędziowie, Klątwa
Autor:
Stanisław Wyspiański przedstawienia tego autora >
Reżyser:
Konrad Swinarski przedstawienia tego reżysera >
Scenografia:
Konrad Swinarski przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Natan, Sędzia /Sędziowie/, Pustelnik /Klątwa/: Jerzy Nowak przedstawienia >
Wiejska dziewczyna /Sędziowie/, Jedna z postaci w Chórze /Klątwa/: Danuta Maksymowicz przedstawienia >
Urlopnik /Sędziowie/, Jedna z postaci w Chórze/Klątwa/: Aleksander Fabisiak przedstawienia >
Wiejska dziewczyna /Sędziowie/ , Jedna z postaci w Chórze /Klątwa/: Ewa Ciepiela przedstawienia >
Dziewka /Klątwa/: Margita Dukiet przedstawienia >
Jewdocha /Sędziowie/, Młoda,Jedna z postaci w Chórze / Klątwa/: Izabela Olszewska przedstawienia >
Joas /Sędziowie/, Młoda /Klątwa/: Anna Polony przedstawienia >
Matka /Klątwa/: Maria Bednarska przedstawienia >
Ksiądz /Sędziowie/: Józef Dwornicki przedstawienia >
Żandram /Sędziowie/: Stanisław Gronkowski przedstawienia >
Aptekarz /Sedziowie/, Parobek /Klątwa/: Wojciech Pszoniak przedstawienia >
Wójt /Sędziowie/, Dzwonnik /Klątwa/: Roman Wójtowicz przedstawienia >
Nauczycile /sędziowie/, Jedna z postaci w chórze /Klątwa/: Janusz Sykutera przedstawienia >
Parobek /Sędziowie/, Jedna z postaci w chórze /Klątwa/: Józef Morgała przedstawienia >
Jedna z postaci w chórze /Klątwa/: Halina Wojtacha przedstawienia >
Fejga /Sędziowie/, Jedna z postaci w chórze /Klątwa/: Romana Próchnicka przedstawienia >
Jedna z postaci w chórze /Klątwa/: Liliana Podczaska przedstawienia >
Jedna z postaci w chórze /Klątwa/: Bożena Adamik - Romanek przedstawienia >
Jukli /Sędziowie/: Wojciech Ruszkowski przedstawienia >
Dziad /Sędziowie/, Ksiądz /Klątwa/: Bolesław Smela przedstawienia >
Natan /Sędziowie/, Pustelnik /Klątwa/: Antoni Pszoniak przedstawienia >
Samuel /Sędziowie/, Sołtys /Klątwa/: Wiktor Sadecki przedstawienia >
* rola dublowana
Opis:
W interpretacji Swinarskiego „Sędziowie” i „Klątwa” to dwa różne teatralne warianty jednego i tego samego tematu: zupełnej niesprawdzalności i niesprawiedliwości boskich praw i przykazań na ziemi wśród ludzi. Wychodząc z takiego założenia, cały spektakl, złożony z dwóch odrębnych, ale jednocześnie wzajemnie się uzupełniających i korespondujących ze sobą części (...) staje się rodzajem współczesnego misterium teatralnego na temat sprawiedliwości, względności jej źródeł i korzeni, jej wieloaspektowości.
Zbigniew Osiński, Klątwa, Nurt 1969, nr 5.
Czynności, które wykonują, charakterystyka zewnętrzna postaci (nawet w sprawach tak szczegółowych, jak wzrost czy kolor włosów), kostiumy odpowiadają niemal dokładnie żądaniom autora. Wszelki gest i wszelkie rekwizyty, jeśli nawet nie wynikają wprost z didaskaliów, pozostają w ścisłym związku z tekstem.
Zachował więc tu Swinarski prawie wszystko: kilka planów akcji (izba, alkierz, sień, gościniec, a jeszcze dodatkowo rusztowanie), kolor i podstawowe założenia scenografii, rodzaj oświetlenia, usytuowanie postaci. Ponadto – jeśli nie liczyć kilkunastu wierszy z końcowych żalów Samuela – nie dokonano w dramacie żadnych skreśleń, pozostawiając nawet wszelkie poetyckie mielizny. Zaakceptował więc inscenizator utwór niemal w całości: zarówno tekst główny, jak i poboczny. (…)
Wszystko, co dzieje się poza tekstem Wyspiańskiego, to ustawiczna krzątanina Fejgi, niezależnie od wagi rozgrywających się na scenie spraw. A także jej końcowy gest – pracowite strzepnięcie mokrego prześcieradła, zamykające przedstawienie bezpośrednio po egzaltacjach Samuela i patosie ostatnich słów Dziada (…) Jest przecież ta Fejga krewną chłopów z finału Fantazego, a także demontujących dekoracje robotników z Nieboskiej. (…)
Jest to oczywiste ryzyko, tym bardziej, że Swinarski wie doskonale, iż nie świat namiętności i wzruszeń, jakich doznają Jewdocha, Joas i Samuel, jest naszym światem, ale raczej demonstracyjna obojętność sędziów (to charakterystyczne, jak silnie akcentuje reżyser właśnie dystans sędziów wobec tego, co dzieje się na scenie; groteskowość Aptekarza i Nauczyciela jest tu sprawą wtórną), choć przez czterdzieści parę minut czujemy łączność z pierwszymi. Lecz ryzyko staje się opłacalne. Oto dramat ledwo, ledwo unowocześniony trafia do widowni. Koncentracja zdarzeń w Sędziach okazuje się na tyle doskonała, iż wszelkie nielogiczności stają się mało istotne, dialog zaś tak oszczędny i pełen podtekstów, że nie zezwala na jakiekolwiek rozprzężenie myśli. (…)
Zasadą naczelną jest jednak powściągliwość i pewna statyczność. Okazuje się ona zresztą skuteczna. Właśnie momenty, w których nie starano się szukać odpowiedników w wyrazistej mimice i wszelkich zewnętrznych oznakach „przeżywania”, wypadają w Sędziach najbardziej prawdopodobnie i przekonywająco. (…)
I gdy w czasie niezbyt długiej przerwy większość wykonawców przeobraża się w postaci z Klątwy, kształt inscenizacyjny dramatu, który mamy obejrzeć za chwilę, rysuje się w naszej wyobraźni dość jasno. Toteż pierwszym wrażeniem towarzyszącym ponownemu podniesieniu się kurtyny jest szok.
Scena zapełniona jest ludźmi. Na brunatnej ziemi, która pokrywa okrągłe podium, mieszczące w Sędziach stół i ławy, stoi z motykami w dłoniach przedziwny i przerażający tłum. Kalecy, przygłupki, kobiety przygarbione troską, jedna z nich w zaawansowanej ciąży. Pośród nich chłop w krakowskiej czapce z pawimi piórami, ubrany poza tym w zwyczajną koszulę i spodnie; i jeszcze Dziad-weneryk bez nosa, obwieszony dewocjonaliami, oraz mała dziewczynka jak z pastelu Wyspiańskiego, w żółtym wianuszku na rozpuszczonych włosach. Z tył, na górnej kondygnacji sceny, druga grupa ludzi – pośrodku żandarm z rudym buldogiem o białej głowie. Na rusztowaniu – tym samym co w Sędziach – pracują dwaj podpici murarze.
Jest w tym tyle koszmaru i ekspresji, że choć nie rozumie się na razie nic, wrażenie jest ogromne. Tak silnie i skutecznie zaatakowane zostały oczy, że z trudem docierają do nas pierwsze słowa tekstu. A przecież dialog Młodej z gromadą od początku nabiera innego niż u Wyspiańskiego sensu. Ten tłum Swinarskiego – czy raczej owe pokraki tak podobne i tak równocześnie indywidualne, zarazem konkretni ludzie i symbole – pulsuje własnym życiem, nienawiścią, egzaltacją i fanatyzmem. (…)
Środki, którymi buduje Swinarski swój spektakl, okazują się zresztą tyle skuteczne, co zawodne. Owo poczucie niedoskonałości techniki teatru, demonstrowane we wszystkich jego poprzednich inscenizacjach, tu osiąga zenit. Użyto z pełną świadomością różnych stylów teatralnych (a nawet pewnych polskich rozwiązań inscenizacyjnych utrwalonych w tradycji): od teatru naturalistycznego w najbardziej dosłownym sensie, poprzez teatr symboliczny, współczesną groteską, teatr okrucieństwa i jeszcze parę innych; i każdy z nich zdemistyfikowano.
Marta Fik, Dwa teatry Swinarskiego, Teatr 1962, nr 2.
Pamiętacie monolog Samuela po śmierci Joasa? To pytanie: Gdzie on jest?, zaskakujące, jakby bez sensu, skoro stary trzyma Joasa w ramionach. (…)
Po tych rwanych, coraz krótszych zwrotach, po tych zdyszanych, chrapliwych „ty, ty” wdziera się Wiktor Sadecki na aktorską wyżynę: tragizmu dławionego, wpychanego z powrotem do gardła. Dobry, w całej roli, wyniosły, twardy, pełen godności – tu, w tym momencie, jest wstrząsający. Mało kto chyba przypuszczał, że w tym poprawnym aktorze charakterystycznym, można by odkryć tragika. Ale Swinarski to wielki reżyser, światowej już klasy: drwiącą inteligencję łączy z zaskakującą siłą namiętności. I bardzo pięknie pracuje z aktorami. Prowadzi ich uważnie, mocną ręką, nie pozwalając na żadną dziurę, puste miejsce „zasmarowane” wynikłe z lenistwa czy niedomyślenia. Potrafi ich wrażliwość rozwibrować jak struny wiolonczeli, z absolutnym słuchem nie tylko na psychologię zachowań, lecz i na każde słowo tekstu, rytm zdania, zakręt składni. Więc zespół Starego gra mu jak orkiestra pod dobrą batutą, kiedy nagle okazuje się, że ma nie tylko sprawność, ale i t o n.
Jewdocha Izabeli Olszewskiej jest zaskoczeniem jeszcze większym niż Samuel: cała pulsuje siłą i prawdą tragiczną, prawdą namiętności tajonych, hamowanych, ale bijących jak blask ognia z każdego gestu – prostego, zupełnie naturalnego, bez cienia patosu, sztampy, „konwencji”. Podobny stężony dynamizm ma Natan Antoniego Pszoniaka, choć mniej w nim odkrywczej obserwacji. A obok świetna kreacja Jerzego Nowaka: Jukli, wewnętrznie rozświetlony, wrażliwy, delikatny, mądry, liryczny. I takiż Joas, nowa, wielka rola chłopięca Anny Polony, bliska jej Orcia z Nieboskiej, a przecież inna, jakby jeszcze cieńsza w rysunku. Pod koniec zaś do obu tych barw - ciemnej, ziemskiej, tragicznej i jasnej, lirycznej „pomylonej”, nie z tego świata – włącza się trzecia tonacja w koncercie: groteska sędziów. Obcych, głupich, z innej klasy – mieszczańskich inteligentów z pobliskiego miasteczka, nie rozumiejących w ogóle, co tu zaszło.
Konstanty Puzyna, Archangieły, a wszystkie z pałaszami, Polityka 1970, nr 16.