Przedstawienie:
Donadieu
Autor:
Fritz Hochwälder przedstawienia tego autora >
Reżyser:
Aleksander Bardini przedstawienia tego reżysera >
Scenografia:
Lidia Minticz przedstawienia tego scenografa >
Jerzy Skarżyński przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Barbe: Izabela Olszewska przedstawienia >
Lavalette: Jan Nowicki przedstawienia >
Donadieu: Edward Dobrzański przedstawienia >
Judyta: Anna Polony przedstawienia >
Tiefenbach : Jerzy Bińczycki przedstawienia >
Berthelien : Kazimierz Fabisiak przedstawienia >
Escambarla: Marek Walczewski przedstawienia >
Du Bosc : Antoni Pszoniak przedstawienia >
Nicolas : Ferdynand Wójcik przedstawienia >
* rola dublowana
Opis:
(…) Spektakl Aleksandra Bardiniego ma ton szlachetny, patetyczny, czysty. Cechuje go surowa prostota w operowaniu światłem i ciemnością, głosem i milczeniem, kontrastami barw; oszczędny ruch aktorów, skromna metaforyka wydobywana rekwizytem. Tej surowej (protestanckiej z ducha!) harmonii wymyka się tylko postać Escambarlat (Marek Walczewski), jak niespodziewany ton w ponurym marszu żałobnym. Akt I otwiera przed widzem ciemną przestrzeń sceny, z której dobiega tylko bełkot niewyraźnych słów. Po chwili skąpe światła ukazują posępne zarysy zamkowej sali, z widocznymi w głębi schodami i kominkiem (scenografia: Lidia Mintycz i Jerzy Skarżyński), na pierwszym planie pulpit, na którym spoczywa Biblia, pod wnęką okienną Escambarlat tworzy swój wiersz. Jak gdyby świat cały wychodził z mroku, kiedy powstaje poetyckie słowo. Protestanci odziani są w kolory żałoby – czerń i biel; strój Escambarlat ma nieokreślone bliżej, wyszarzałe na wszystkich deszczach świata barwy, królewscy kurierzy noszą szaty w kolorach ciepłego beżu i brązu. Toteż kiedy czarno odziana Judyta (Anna Polony) wyciąga rękę z napojem łagodzącym gorączkę ku trawionemu nią Du Boscowi (Jerzy Bączek), a ten nie spuszcza ręki ze szpady – jest to dialog postaw teatralnie pięknie zwielokrotniony, na mowę znaczeń nakłada się mowa rekwizytu i barwy kostiumów: tak ofiara przemawia do mordercy swej matki. (…) Wspaniale też zestawia Bardini sceniczną ciemność z jasnością ludzkiego głosu, operując światłem i mrokiem jak barokowi mistrzowie. Podkreśliłam to już w akcie I, ale i akt II zanim zabłyśnie nikłe światło otwiera głośny śmiech Escambarlat. I Escambarlat także z wolna zanurza się w zapadającą na scenie ciemność w akcie III. Gdyby nie ta postać dramat Hochwaldera byłby przyciężkim moralitetem w historycznym kostiumie. Ona jedna przybliża prawdziwe ludzkie lęki. Pozostali używają uroczystej mowy abstraktów – szlachetnej lub nieszlachetnej. Jeden Escambarlat mówi potocznym językiem życia. I Marek Walczewski rzeczywiście mówi, gdy inni swe kwestie wygłaszają, bo tak z dramatu wypada (dobry przekład Jacka Frühlinga). W tym spektaklu spokojnych purytańskich gestów jest wcieleniem bezładu gestu i ruchu, wyrażającego spontaniczne stany psychiczne postaci. Równocześnie ma w sobie coś z taniego klauna, z naiwnego dziecka, zaplątanego w przedstawienie dramatu, którego pojąć nie potrafi i popełnia gafę za gafą w obliczu majestatów. Słowa jego to są niepewne, spoglądają w tył, poza siebie, zaledwie wyjąkane ze strachu, w upokorzeniu, bełkotliwe, gdy stoi przed nim pełna misa - to znów radosne, pełnodźwięczne, młode, gdy mówi o swoich paryskich dniach lub komentuje swoją fraszkę. Ta rola doskonale uwydatnia świetność aktorstwa Walczewskiego, jego nieomylne wyczucie ducha współczesnego dramatu, w którym tragizm spontaniczności sąsiaduje z błazenadą trików.(…)
Elżbieta Morawiec, Historia, indywidualność i poezja, Życie Literackie 1969, nr 46.
(…) Może się podobać inscenizacja, na ogół dobry warsztat teatralny, nastrój spektaklu – czyli ów zewnętrzny kształt widowiska, które przygotował Aleksander Bardini przy współpracy scenograficznej (świetnie utrzymana w „kolorze” i stylu epoki oprawa dekoracyjno-kostiumowa) Lidii i Jerzego Skarżyńskich. Teatr dołożył więcej starań o formę przedstawienia, aniżeli zasługiwałaby na to sama sztuka. Także i obsada spektaklu gwarantowała jego poziom artystyczny. (…)
Jerzy Bober, Zagadka „Donadieu”, Gazeta Krakowska 1969, nr 248.