Przedstawienie:
Trans-Atlantyk
Autor: Witold Gombrowicz przedstawienia tego autora >
Reżyser: Mikołaj Grabowski przedstawienia tego reżysera >
Scenografia: Magdalena Musiał przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Baron: Mieczysław Grąbka przedstawienia >
Doktor Garcyja: Zbigniew Ruciński przedstawienia >
Dama w czerwieni / Pani Dowalewiczowa: Beata Malczewska przedstawienia >
Bajbak: Łukasz Byczek przedstawienia >
Horacjo: Krzysztof Wieszczek przedstawienia >
Cieciszewski: Rajmund Jarosz przedstawienia >
Pułkownik Fichcik: Krzysztof Stawowy przedstawienia >
Panna Zofia: Małgorzata Gałkowska przedstawienia >
Dama z kołnierzem/ Panna Tolcia: Lidia Duda przedstawienia >
Ciumkała: Aleksander Fabisiak przedstawienia >
Malarz Ficinati/ Mecenas Worola: Andrzej Hudziak przedstawienia >
Maestro: Ewa Kolasińska przedstawienia >
Gombrowicz: Marcin Kalisz przedstawienia >
Ojciec: Jerzy Grałek przedstawienia >
Gonzalo: Jan Peszek przedstawienia >
Rachmistrz Popacki: Jacek Romanowski przedstawienia >
Minister Kosiubidzki: Tadeusz Huk przedstawienia >
Pyckal: Leszek Piskorz przedstawienia >
Radca Podsrocki: Juliusz Chrząstowski przedstawienia >
Księgowy Józef: Błażej Peszek przedstawienia >
Ignac: Andrzej Rozmus przedstawienia >
* rola dublowanaadaptacja i reżyseria: Mikołaj GRABOWSKI
reżyseria świateł: Grzegorz MARCZAK
Asystenci reżysera: Błażej PESZEK, Mateusz PAKUŁA (WRD PWST)
Asystent scenografa: Katarzyna ŚLĄSKA (ASP w Krakowie)
Opis:
(…) Marcin Kalisz (Witold) dostał trudne zadanie sprostania legendzie brawurowej roli Grabowskiego... Jego Witold jest radykalnie odmłodzony. To dwudziestokilkulatek, który nie daje się ponieść powieściowej narracji, nie żyje Gombrowiczowską frazą, brzmiącą dla niego jak jakiś język obcy. Wielki G. Kalisza nie jest demiurgiem scenicznego świata, on "opowiada świat", relacjonuje wypadki prawie na biało. Bez sarkazmu, przerażenia, emocji. Podróżny, wyrzutek, przechodzień. Grabowski w pierwszym akcie umieszcza Kalisza i resztę aktorów na tle wielkiego zdjęcia przedstawiającego furkoczące po plaży fale oceanu. Bo Witold jest rozbitkiem wyplutym na brzeg z niemożliwego, nierealnego kraju. To nie Argentyna jest egzotyczna, to wojna i polskość przypominają plemienne obyczaje jakichś Papuasów. I kiedy przychodzi doń nowy świat Gonzala, Synczyzna, świat brykających, półnagich chłopaczków, Witold nie rozumie, czemu młodym będąc, jest jeszcze cały z tamtej rzeczywistości.
Dobrą robotę wykonuje w spektaklu klan weteranów Starego Teatru. Jan Peszek, dożywotni Gonzalo Grabowskiego, najpierw wygląda jak nastroszony profesor Filutek, potem zmienia się w greckiego sybarytę. Kiedyś Peszek pokazywał "argentyńską krowę" jak kolorowego ptaka, uwodził królewskością dewiacji. Teraz jego rola nabrała ponurych, zawziętych rysów. Tadeusz Huk wydobywa z postaci ministra Kosibidzkiego zaskakujący tragizm, każąc nam oglądać przeżartą patosem klęskę kretyna propaństwowca. Dignitas Ojca Ignaca (Jerzy Gralek) nabiera cech surrealnych, zwłaszcza w zaaranżowanym pojedynku z Gonzalem na pistolety. Podobał mi się też zakleszczony w pysze, nienawiści i cwaniactwie tercet Baron, Pyckal i Ciumkała (Grąbka, Piskorz, Fabisiak). Trans-Atlantyk Grabowskiego nigdy nie miał efektownego zakończenia, reżyser zawsze urywał tak jak i autor rozładowaniem, sztucznym śmiechem, wyjściem aktorów z ról. A mnie mimo to zostaje w głowie straszny, dotkliwy obraz finalny z powieści Gombrowicza: Witold zakleszczony między brzydotą ojczyzny a bezwstydnym zepsuciem Synczyzny.
Łukasz Drewniak, Argentyńska przygoda, Kultura 2008, nr 143.
(…) Kiedy Mikołaj Grabowski w 1981 r. wystawił po raz pierwszy Trans-Atlantyk Witolda Gombrowicza o perypetiach polskiego emigranta, największą sensacją był Gonzalo, homoseksualista polujący bezwstydnie na chłopców. Choć dla grającego go Jana Peszka najważniejszy był żywioł anarchii - otrzymywał bukiety kwiatów z liścikami od panów.
W nowym Trans-Atlantyku Peszek gra fantastycznie, ale tym razem kwiatów od gejów raczej nie dostanie. Jego Gonzalo podważa stereotyp: nie jest ani zadbany, ani szczęśliwy. Włosy ma zmierzwione, garnitur i koszulę wymięte i niechlujne, podobnie jak schodzone sandały. Okulary przesadnie za duże. Karykatura.
Karykaturalnie przedstawia też aktor swojego bohatera. Zmęczonym głosem opowiada o nudzie i rutynie codziennego podrywu. Peszek zdecydowanie dystansuje się od swojej roli, a gdy zaczyna polowanie na Ignaca - akcentuje idiotyzm zalotów do młodszego o 40 lat chłopca: strzyże okiem, rzuca kuflem, pokazuje język i puszcza balonik. Można mieć nadzieję, że organizacje gejowskie nie uznają roli za homofobiczną, a jeśli tak się stanie - powinny protestować przed Starym Teatrem wraz ze skrajną prawicą. Grabowski, pokazując bowiem sceny z udziałem patriotycznego Zakonu Kawalerów Ostrogi, ośmiesza również polską ksenofobię i kłótliwość. Kpi z kompleksów, które każą przedstawiać Polskę jako naród bohaterów i geniuszy, nawet jeśli sami w to nie wierzymy.
Reżyser przekonuje też, że marzenia o wspaniale działającym państwie długo nie zostaną spełnione. Minister Kosiubidzki (znakomity Tadeusz Huk) ma senatorski wygląd, nienaganną sylwetkę i garnitur, ale to jedyne atuty polskiego polityka. Za groźnymi minami i buńczucznymi deklaracjami kryje się słabość państwa targanego idiotycznymi ambicjonalnymi sporami.
Najsmutniejsza w spektaklu jest scena, kiedy Huk - chcąc dać kolejny pokaz propaństwowej propagandy - z każdym zdaniem staje się coraz słabszy, a w końcu uchodzi z niego powietrze jak z balonu.
Pierwszy akt rozgrywany jest na tle biało-czarnej panoramy przedstawiającej dziki brzeg Wisły. W akcie drugim zastępuje ją burdelowa kotara w pałacu Gonzala. Ten, po sfingowanym pojedynku i polowaniu, kiedy uratował Ignaca przed śmiercią, nareszcie jest sobą, anarchistą. Rzymskiej tuniki, złotych sandałów i bransolet nie nosi w zniewieściały sposób.
A gdy z każdego kąta sceny wychodzą półnadzy chłopcy i idą w zwartym pochodzie, mocując się i przepychając - trudno zobaczyć coś więcej, jak tylko manifestację młodości. Gombrowiczowską Synczyznę wyzwoloną spod ucisku Ojczyzny: młodych szukających swej szansy we współczesnym świecie. Podczas gdy uwikłane w historię starsze pokolenie nie może skończyć chocholego tańca i galopad w sadomasochistycznych uprzężach na twarzy.
Grany przez Marcina Kalisza Gombrowicz jest w tym polskim teatrze historycznych i seksualnych masek postacią na wskroś współczesną. Podkreśla dystans wobec obu jednostronnych sposobów widzenia świata. Finał przynosi oczyszczający śmiech. Patrioci i chłopcy Gonzala, zmęczeni odgrywaniem ról w narodowej szopce, padają sobie w ramiona. Grabowski powtarza za Mickiewiczem: "Kochajmy się!", a za Gombrowiczem: wyzwólmy w Polaku człowieka! W Polsce trudno jednak uwierzyć, że zawieszenie sporów historycznych i politycznych trwa dłużej niż... długi weekend.
Jacek Cieślak, Kochajmy się bez podtekstów, Rzeczpospolita 2008, nr 122.
Video
Animacje kostiumów