Przedstawienie:
Czekając na Godota
Autor:
Samuel Beckett przedstawienia tego autora >
Reżyser:
Romana Próchnicka przedstawienia tego reżysera >
Scenografia:
Lidia Minticz przedstawienia tego scenografa >
Jerzy Skarżyński przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Pozzo: Tadeusz Huk przedstawienia >
Estragon : Kazimierz Borowiec przedstawienia >
Vladimir : Marek Litewka przedstawienia >
Chłopiec : Marian Zdenicki przedstawienia >
Lucky: Jerzy Fedorowicz przedstawienia >
* rola dublowana
Opis:
(…) reżyser przedstawienia : Romana Próchnicka, nie usiłowawszy zaciemniać widowiska nadmiarem parawanów i chwytów inscenizacyjnych (co głównie absorbuje naszych młodych reżyserów szalejących poza i ponad autorskimi intencjami , w rezultacie wypaczając je lub gubiąc w pokrętnościach formalnych) – stworzyła spektakl przeważnie czysty artystycznie oraz klarowny dla myślącego odbiorcy współczesnego. A przy tym unikający wyraźnych zapożyczeń widowiskowo-intelektualnych od poprzedników. Przekornie poetycki, jak Chaplinowskie ballady – oraz nie gardzący nutami ponurej groteski z domieszką improwizacji w stylu teatrzyków studenckich. Pomogli jej (lub ona im) młodzi odtwórcy dwóch głównych ról; Marek Litewka (Gogo) i Kazimierz Borowiec (Didi).
Wnieśli bowiem (na ogół z powodzeniem, choć jeszcze nie zawsze z pełną finezją) w cielesność swych postaci, włóczęgów po życiu – świeże, acz przygasłe na oko, powiewy „ducha” podważającego grę w całkowity nihilizm. Co zwłaszcza bardzo cienko (…)– wyraził w teatralnej konwencji Litewka. Była to ciekawa konfrontacja z parą zdemonizowanych ludzi – zwierząt: Pozzo (Tadeusz Huk) i Lucky (Jerzy Fedorowicz) tak, jak Gogo i Didi są skazani na siebie w solidarności ludzkiego czekania – Pozzo i Lucky są skazani na wzajemną nienawiść zwierzęcia do pana i zwierzęcia w ludzkiej skórze do człowieka, poniewieranego niczym zwierze. W tym okrutnym wymiarze Huk (świetnie wystylizowana rola!) wyobrażał przewrotnie sadyzm obu płci, zaś Fedorowicz zaszczutego, choć przywiązanego do nowej dwuznacznej, upokarzającej sytuacji – tłustawego osiłka. Z wstrząsającym tekstowo monologiem podświadomości, która nie ma już żadnego znaczenia, jeśli narzuconą postawę traktuje się jako zrządzenie losu. W tej menażerii ludzkiej nawet, Chłopiec występujący w imieniu mitycznego Godota jest prawdziwym liliputem. Również zresztą, jak pozostali, w meloniku człowieczej rodziny Chaplinów. Co nie tylko było zabawnym chwytem inscenizacyjnym, lecz także tragigroteskową symboliką, podkreślającą grę wszystkich pozorów.
Wyrazistą oprawę scenograficzną: za jakąś siatką wielkiego ogrodu zoologicznego na gąbczastej – ni to błotnej – ni piaskowej – przestrzeni wznoszącej się ku górze z pokręconym (jak Życie) drzewem – kikutem, ale bez żadnych aluzji biblijno-krzyżowych (bardzo słusznie rezygnując z łatwych akcentów mistycznych) – skomponowali Lidia i Jerzy Skarżyńscy, ustawiało to cały dramat w proporcjach zgodnych z tonacją zamysłu reżyserskiego – jasnej wymowy współczesnej przypowieści filozoficznej. Bez natręctwa zwielokrotnionej symboliki.
Jerzy Bober, Czas pracuje na Godota?, Gazeta Południowa 1978, nr 92.