Przedstawienie:
Wit Stwosz
Autor:
Tadeusz Malak przedstawienia tego autora >
Reżyser:
Tadeusz Malak przedstawienia tego reżysera >
Scenografia:
Ryszard Stobnicki przedstawienia tego scenografa >
Józef Napiórkowski przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Beata: Agnieszka Mandat przedstawienia >
Marcin Geuder: Jan Krzyżanowski przedstawienia >
Arnold: Edward Wnuk przedstawienia >
Woźny miejski: Rafał Jędrzejczyk przedstawienia >
Piotr Vischer: Aleksander Fabisiak przedstawienia >
Herold: Krzysztof Globisz przedstawienia >
Albrecht: Zygmunt Józefczak przedstawienia >
Wyrobnik: Zbigniew Kosowski przedstawienia >
Erdmunda: Ewa Kolasińska przedstawienia >
Kobieta: Elżbieta Willówna przedstawienia >
Steinbauer : Jerzy Trela przedstawienia >
Burmistrz Norymbergi: Andrzej Buszewicz przedstawienia >
Jakub Boner: Leszek Piskorz przedstawienia >
Podstarszy cechu: Henryk Majcherek przedstawienia >
Rzemieślnik: Adam Romanowski przedstawienia >
Matys: Jan Korwin - Kochanowski przedstawienia >
Heinz Deichler: Bolesław Nowak przedstawienia >
Kasper Nutzel: Andrzej Mrożewski przedstawienia >
Krzysztof Kohler: Jerzy Fedorowicz przedstawienia >
Antoni Tucher: Leszek Świgoń przedstawienia >
Mikołaj: Roman Wójtowicz przedstawienia >
Wit Stwosz: Wiktor Sadecki przedstawienia >
* rola dublowana
Opis:
W „Wicie Stwoszu” Malak połączyły się, zdawałoby się nie do pogodzenia, dwa nurty teatru krakowskiego: tradycja idąca od Mieczysława Kotlarczyka, ujmująca teatr w kategoriach i etycznych i tradycja idąca od Konrada Swinarskiego, optująca na rzecz teatru ekspresjonistycznego, magicznego z podtekstami politycznymi.
Bronisław Mamoń , Rzecz o potrzebie sumienia, Tygodnik Powszechny 1983, nr 25.
Przedstawienie […] składa się z dwóch części i grane jest przez aktorów Starego Teatru w kościele Mariackim i Sukiennicach. Wykorzystanie tych właśnie miejsc budzi w widzu oczekiwanie na widowiskowość, monumentalność, szczególny nastrój. Obie te przestrzenie, a także łączący je Rynek (przebywany w antrakcie przez aktorów i widzów) są o tyle specyficzne, że dla tematu przedstawienia spełniają funkcję genus loci. Dokładnie w tych miejscach Stwosz przeżył 20 lat swego pracowitego, twórczego życia. Niestety nie zostało to w spektaklu wykorzystane chociażby dlatego, że akcja przedstawianej sztuki Rapackiego dzieje się w Norymberdze.
Diana Poskuta – Włodek, Teatr mój widzę nijak, Słowo Powszechne 1983, nr 164.
Część pierwsza […] więcej ma wspólnego z widowiskiem typu „światło i dźwięk” niż z teatralnym zdarzeniem dramatycznym. Zatytułowana Dzieło chwali mistrza, skupiona została właśnie na samym dziele. W ciemnym wnętrzu Kościoła Mariackiego , przy znakomicie pod względem emocjonalnym i tematycznym dobranej muzyce, niczym na filmowych zbliżeniach, światła dobywały z mroku, jakby dopiero rzeźbiły detale, fragmenty, wreszcie całość Stwoszowego ołtarza. U jego stóp niepokoi nieco Wiktor Sadecki – zadumany i rozmodlony Wit Stwosz. Wydaje się mało prawdopodobne, iżby mistrz rzeźbił był swe dzieło na kolanach. Ta adoracja Boga u stóp własnego ołtarza w ogólnym obrazie scenicznym przede wszystkim zdawała się sakralizować postać Stwosza. Pal sześć, niosła bowiem część pierwsza jedną sekwencję wiele ważniejszą – znakomitą w porządku teatralnym i metaforycznym: przy dźwiękach Bogurodzicy centralna scena ołtarza, początkowo nasączona mrokiem, rozjaśniała się w coraz bardziej i bardziej, aż wreszcie rozbłyskiwała w zapierającą dech promienność.
Część druga natomiast niosła już tylko nudę , rozczarowanie i u tych, którzy nie posnęli – coraz bardziej wzbierającą irytację. Zatytułowana A nikt nie płakał po nim, rozegrana została w Sukiennicach. Widzów usadzono na ławach wzdłuż ścian długiego wnętrza, aktorzy zajęli miejsca na podestach i w wąskim przesmyku pomiędzy rzędami publiczności. Już po chwili nie było wątpliwości – okazało się niezbicie, że Wincenty Rapacki, wielki „aktor o stu twarzach”, jako autor dramatyczny twarz miał bledziuchną i wielce mizerną.
Akcja wykorzystanych fragmentów Wita Stwosza Rapackiego toczy się w Norymberdze. Jej zaczynem jest pomówienie Stwosza o oszustwo finansowe i wykorzystanie tego faktu przez zawistny cech do wykończenia w majestacie prawa znienawidzonego kolegi – rzeźbiarza, który talentem przerósł wszystkich otaczających go artystów – karłów. I znów pal sześć historyczna prawdę, bo diabli tylko wiedzą i ledwie paru historyków się domyśla, jak to w istocie było ze Stwoszowym oszustwem – ile w całej aferze było prawdy, ile prowokacji. Mógłby to notabene być materiał na nie byle jaki dramat: relacja pomiędzy geniuszem artysty a małością człowieka. Rapacki chciał inaczej: interesowała go relacja między wielkim twórcą a sforą miernot.
Andrzej Żurowski, Słusznie nikt nie płakał, Tu i Teraz, 20.07.1983.