Przedstawienie:
Republika marzeń
Autor:
Bruno Schulz przedstawienia tego autora >
Reżyser:
Rudolf Zioło przedstawienia tego reżysera >
Scenografia:
Andrzej Witkowski przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Teoder: Jerzy Święch przedstawienia >
Tłuja: Dorota Pomykała przedstawienia >
Subiektka: Lidia Duda przedstawienia >
Subiektka: Beata Malczewska przedstawienia >
Subiekt: Bolesław Brzozowski przedstawienia >
Polda: Urszula Kiebzak przedstawienia >
Paulina: Beata Paluch przedstawienia >
Matka: Ewa Ciepiela przedstawienia >
Adela: Anna Dymna przedstawienia >
Jakub: Jan Peszek przedstawienia >
Józef: Jacek Romanowski przedstawienia >
Subiekt: Paweł Kruszelnicki przedstawienia >
Kmiotek: Kazimierz Borowiec przedstawienia >
Subiekt: Romuald Marek przedstawienia >
Kupiec: Bolesław Nowak przedstawienia >
* rola dublowana
Opis:
/…/ Rudolf Zioło, adaptator i reżyser Schulza w Starym Teatrze /…/ - wybrał teatr lirycznego nastroju: symboliczny i wizyjny, odwołujący się do archetypów: ojca, matki, syna ( ich wzajemnych relacji) i toposu domu rodzinnego – teatr eksploatujący lunatyczne ogrody dzieciństwa.
Osią konstrukcyjną przedstawienia stał się rytm muzyczny, budowany z powtórzeń słownych, melodycznych i ruchowych. Świat zdarzeń oglądany jest w nim z różnych perspektyw: od strony dziecka i osoby dorosłej, młodzieńca i starca, od kuchni i sklepu; gotowania, prania, handlowania, sprzedawania – w wymiarze fizycznym i sakralnym. Konflikty między postaciami układają się na linii: pożądanie i odrzucenie, cielesność i duchowość, grzeczność i niewinność, erotyka i mistyka. /…/
W Republice marzeń są dwie wyróżniające się kreacje aktorskie: Jakub – Jana Peszka, Adela – Anny Dymnej. Jakub jest postacią wielowymiarową, mityczną, żyje na raz w wielu czasach, w wielu przestrzeniach, na krawędzi doczesności i wieczności. Doświadcza wybuchów szaleństwa i rzadkich chwil powrotów do przyziemnej rzeczywistości. Jakub Peszka jest szalony i trzeźwy zarazem, dojrzały i infantylny, uduchowiony i zmysłowy. Ma w sobie coś z uporu proroków starotestamentowych, kiedy się wadzi z Bogiem/…/ Jest groźny i prawdziwy; jest sobą i każdym.
Adela Dymnej – symbol życia i praktyczności, nie przestaje równocześnie być postacią psychologicznie przekonywującą, kobietą z krwi i kości/…/. Płaszczyzny fantazji i realności nie są nigdy u Schulza oddzielone, rozgraniczone, widziane osobno. I o tym pamięta reżyser, akcentując wieloznaczność i nieprzejrzystość przepływających obrazów, które ulegają dekompozycji czy nawet destrukcji, by po chwili powrócić w nowych formach.
Jest w tym przedstawieniu coś nostalgicznego, ogromnie lirycznego: jakiś niepokój niespełnienia, zawieszenia, urwania czegoś co powinno trwać, mieć swoją ciągłość, kształt, kolor. Być substancją. Najlepiej broni się obraz plastyczny i muzyka prowadząca ten obraz, ustawiająca go w pewnym klimacie emocjonalnym. Reżyser często sięga do efektów kontrastowych: zderza jasność z ciemnością, wyrazistość rzeczy z jej zamazaniem, ostrość rysunku z miękkością, krzyk z ciszą, rozgadanie z milczeniem, Każdą sekwencję buduje w innym rytmie, w innej tonacji malarskiej./…/ Spektakl Rudolfa Zioło działa przede wszystkim nastrojem; odwołuje się do wyobraźni twórczej widza, jego zdolności kreatywnych i utajonych emocji./…/
Bronisław Mamoń, Republika marzeń, Tygodnik Powszechny 1987, nr 46.
/…/ Fabułę „Republiki marzeń” zestawił Zioło z serii obrazów, z których każdy jest wspomnieniem . Bohatera - Józefa, dorosłego, prowadzi za rękę chłopiec. Pierwszy jest zadumanym komentatorem, choć refleksje jego są podszyte sceptycyzmem. Mały Józef uczestniczy w budowaniu pozorów akcji na scenie, ale jego aktywność jest złudna. Niektóre sceny są jak z niesamowitego snu, inne przytłaczają swą konkretnością. Józio podpatruje domowników i chłonie niezwykłą atmosferę rodzinnego domu, sklepu, miasteczka wreszcie. Dlatego obraz w tym widowisku znaczy tyle samo, co słowo. Na naszych oczach rodzi się mit. Z okruchów realności./…/
Reżyserowi przedstawienia w Starym Teatrze udała się rzecz rzadka i bardzo trudna na scenie. Wychodząc od poetyckiej, hermetycznej prozy wielkiego wizjonera, jakim był Schulz, zaproponował widowisko nie tylko powtarzające klimaty i wątki jego opowiadań ale równocześnie wytwarzające nastrój odrębny i autonomiczny obraz. To przedstawienie w pewnym sensie osobne, od początku do końca operujące własną logiką i poetyką, stanowi całość równie niepowtarzalną, jak dokonania autora z Drohobycza. A talent Rudolfa Zioło pozwala przewidywać, że niejednokrotnie jeszcze będziemy oglądać podpisane jego nazwiskiem spektakle, które dążą do pełni i rozpiętości całkowitych obrazów świata.
Barbara Riss, Na peryferiach życia, Kierunki 1988, nr 6.
/…/ Kiedy rozsunie się kurtyna i scena wypełni światłem, uwagę przykuwa najpierw scenografia. Od razu wiadomo, że nie jest ona jedynie mniej lub bardziej neutralnym tłem; będzie jednym z ważniejszych elementów spektaklu, w którym obraz znaczyć będzie tyleż samo – a często może i więcej – niż słowo. Andrzej Witkowski starannie odtwarza topografię świata znanego nam z opowiadań Schulza. A więc z prawej strony, przy proscenium, wnętrze domu kupca bławatnego Jakuba – zasygnalizowane skrótowo i bez zbędnej opisowości: stół, łóżko, rama okienna. Z lewej kupiecki kantor: wielka lada, z tyłu półki wypełnione belami tkanin. Wnętrze sceny jest puste, jedynie w oddali majaczy szary horyzont. Ta nieokreślona przestrzeń symbolizuje tajemniczy i nieogarniony świat zewnętrzny; może być zapomnianym ogrodem, miejskim placem; gdzieś pewnie niedaleko przebiega słynna ulica Krokodyli. Sceniczny obraz wieńczy wijąca się u szczytu ramy prosceniowej galeria. Tu właśnie kupiec bławatny urządzi swe ptasie dominium, tu służąca Adela dokona aktu profanacji Jakubowego sacrum./…/ Piszę szerzej o scenografii, gdyż moim zdaniem, zapowiadała ona spektakl wysokiej próby, efektowny inscenizacyjnie, spektakl, który do scenicznych dziejów Schulza mógłby wnieść wiele nowego. Niestety, tak się nie stało. Bogata, ciekawa forma nie wypełniła się równie interesującą treścią. /…/
Andrzej Multanowski, Schulz w Starym Teatrze, Tygodnik Kulturalny 1987, nr 47.
To spektakl dla koneserów, dla tych, którzy w teatrze bywają /…/ i którzy kochają Bruno Schulza. /.../ Proza Schulza jest piękna i bardzo plastyczna. Ale też jest ogromnie trudno przekładalna na język teatru. /…/ Teatr wymaga dialogu, a proza Schulza jest potokiem narracji.
Ostatecznie efektu pracy reżysera Rudolfa Zioło i grających w Republice marzeń aktorów nie można nazwać pełnym sukcesem. Trudna do zaakceptowania jest sztuczna, bo rozbudowana na głosy monologu „wymiana myśli” między bohaterami. Niepokoi nie poukładany z należytą precyzją drugi plan. /.../ Niefortunny jest w ogóle brak odczuwalnego współistnienia i współgrania aktorów. Ta niejednolitość niszczy ponadto konstrukcję spektaklu odbierając mu płynność i nadając miejscami kanciastą surowość.
Ma też Republika obok słabości wielkie zalety świadczące niezbicie, że autorzy spektaklu są twórcami o niepospolitym talencie i wybitnym warsztacie. Myślę tu zwłaszcza o kreacji Jana Peszka tonącej w barokowych ozdobnikach narracji – opisowi Ojca Jakuba – nadał kształt prawdziwie sceniczny, stworzył z karkołomnie trudnego materiału postać wielowymiarową, żywą i przejmującą.
Równie trudne zadanie zostało postawione przed Jackiem Romanowskim grającym Józefa, czyli praktycznie rzecz biorąc obserwatora i narratora Republiki. Jego zrównoważenie, subtelna łagodność, dyskretna powściągliwość znakomicie kontrastowały z chybotliwym, krzykliwym charakterem Ojca.
Podobać się mogła także Anna Dymna jako pociągająca w swym wiecznym rozmemłaniu /…/ pól-kokietka, pól-wiedźma.
Republika marzeń zawiera kilka bardzo pięknie skomponowanych surrealistycznych scen. Jest to zasługa zarówno reżysera, jak i scenografa Andrzeja Witkowskiego.
Przestawienie reżyserowane przez Rudolfa Zioło jest mądre i adekwatne do pierwowzoru literackiego /…/.
Dorota Krzywicka, Republika marzeń, Echo Krakowa 1987, nr 235.