Przedstawienie:

Bracia Karamazow

Autor: Fiodor Dostojewski przedstawienia tego autora >

Reżyser: Krystian Lupa przedstawienia tego reżysera >

Scenografia: Krystian Lupa przedstawienia tego scenografa >

Obsada:

Fienia : Małgorzata Hajewska-Krzysztofik przedstawienia >

Alosza: Paweł Miśkiewicz przedstawienia >

Dymitr: Zbigniew Ruciński przedstawienia >

Smierdiakow, Diabeł: Piotr Skiba przedstawienia >

Katarzyna: Agnieszka Mandat przedstawienia >

Grusza: Katarzyna Gniewkowska przedstawienia >

Paisij: Jerzy Święch przedstawienia >

Miusow, Prokurator: Marek Kalita przedstawienia >

Rakitin: Artur Dziurman przedstawienia >

Zosima: Andrzej Hudziak przedstawienia >

Pan Polak: Zbigniew Kosowski przedstawienia >

Pani Chochłakow: Maria Zającówna-Radwan przedstawienia >

Ojciec: Jan Peszek przedstawienia >

Gospodarz: Jacek Romanowski przedstawienia >

Iwan: Jan Frycz przedstawienia >

Lise: Beata Fudalej przedstawienia >

Pan Polak: Adam Romanowski przedstawienia >

Maksimow : Juliusz Grabowski przedstawienia >

Kałganow: Bolesław Brzozowski przedstawienia >

* rola dublowana

Opis:

Przedstawienie Braci Karamazow ogarnia całą przestrzeń teatru, wszyst­kie plany i poziomy sceny. Toczy się także w bocznych przejściach na widowni. Muzyka i cała warstwa dźwiękowa, głosy, szum deszczu, bicie dzwonów dodatkowo rozszerzają przestrzeń. Odnosimy wrażenie rozra­stania się scenicznej rzeczywistości. Czy to dzięki światłu, czy muzyce i efektom akustycznym, odsłaniają się wciąż nowe horyzonty. Właściwie nie jest to teatralna adaptacja powieści. Wielogodzinny, grany przez dwa wieczory, spektakl Krystiana Lupy pomieścił w sobie więk­szość scen i dialogów, granych niemal bez skrótów. Toczą się na scenie wolno, własnym rytmem przygasań i rozjarzeń. (…) Rytmem tego przedstawienia jest stała pulsacja - światła, muzyki, wewnętrznych stanów postaci. Ta pulsacja nie ma ani początku, ani końca. Jej cechą jest trwanie w zmiennych natężeniach i rytmach. Teatr Lupy nie zna obiektywnej rzeczywistości, cały zanurzony jest we wnętrzu ludzkiej świadomości, pokazuje jej falo­wanie, przypływy i odpływy. (…)

Aby opisać przedstawienie Lupy, trzeba znaleźć słowa dla oddania cię­żaru czasu, nasycenia każdego momentu trwania. Teatr, z racji swych naturalnych skłonności, skraca i kondensuje czas. Nawet wówczas, gdy chce nas łudzić swoim podobieństwem do życia. Lupa odrzuca ten pośpiech. Czas jest udręką i rozkoszą. (…)

Tę wielką, gigantyczną budowlę wzniesioną przez Lupę dźwigają akto­rzy. O Peszku już pisałem. Są wspaniale zagrane role kobiet, pełne wewnętrznego rozedrgania, półcieni i półtonów. Najmniej efektowna, ale niesłychanie intensywna Katarzyna Iwanowna Agnieszki Mandat. Żyje w świecie własnych kłamstw i ma skłonność do tragicznych, wystudiowa­nych gestów. Wyniosła, zimna i posągowa, tylko niekiedy wybucha his­terycznym krzykiem. Katarzyna Gniewkowska jako Grusza to jedna z największych niespodzianek w tym spektaklu. Bierze górne i dolne tony swojej roli odważnie i swobodnie. Gra całą skalą nikczemności, szla­chetności, splątanych i niejasnych dla niej samej uczuć. W jednej se­kundzie przechodzi od miękkiego liryzmu do gniewu, od śmiechu do złości. Pamięta się jej głos o dziwnej barwie, bardzo śpiewny, prostacki i dziecinny zarazem. Wreszcie prawdziwe odkrycie: Beata Fudalej jako Lise. Perfekcja w każdym słowie i geście. Błyskawicznie przemieszcza się po scenie na wózku inwalidzkim. Jej chora wyobraźnia wprawia ciało w nieustanny dygot, w niezdrowe podniecenie. Mówi jak w gorączce, wyrzuca z siebie słowa na zbyt krótkim oddechu. Jest jeszcze nieodpar­cie śmieszna madame Chochłakow Marii Zającówny-Radwan, rola bu­dowana cienko i z wyrafinowanym poczuciem humoru. Trudniejsze do opisania są role męskie. Równie znakomite, są jednak inaczej budowa­ne, grane jakby w stałej masce, skierowane do wewnatrz. Każdy z braci nosi w sobie nie wyjawioną do końca tajemnicę. Prowadzi ich niezmien­ny, wewnętrzny głos. Zbigniew Ruciński (Dymitr), Jan Frycz (Iwan), Paweł Miśkiewicz (Alosza), Piotr Skiba (Smierdiakow) - oni dźwigają najtrudniejsze sceny długich, nieefektownych teatralnie dialogów, prowadzą naszą uwagę w podskórne sensy wypowiadanych słów, odkrywają ukryte intencje i zamaskowane pragnienia. Narzucają własne skupienie widowni. Są jeszcze świetne epizody: Miusow (Marek Kalita), Maksy­mow (Juliusz Grabowski) i Fienia (Małgorzata Hajewska).

Przedstawienie Lupy jest wielogłosową kompozycją o cierpieniu, w któ­rej każdy głos jest wyraźnie słyszalny, zachowuje własną odrębność indywidualnego losu. Spektakl biegnie szerokim łukiem od jednostko­wych dramatów, namiętności i udręk do zestrojenia wszystkich głosów w całość wyższego rzędu. Na najwyższym pułapie temat cierpienia wybrzmiewa symboliką religijną, już ponadindywidualną. Jaka jest natu­ra tej świętości? Trudno odpowiedzieć. Czy to głęboka jaźń człowieka i symbole indywiduacji? To, co w teatrze Lupy niejasne, jest niejasne z samej natury rzeczy. Jedno wydaje się pewne: Bracia Karamazow stali się w jego reżyserii piękną i przejmującą teatralną fantazją o przemianie, samorealizacji, o wzrastającej samoświadomości i o wznoszeniu się ponad cierpienia, zamkniętego w ciasnej pułapce, ego.

Grzegorz Niziołek, Pasja, Teatr 1990, nr 6.

SZYBKOŚĆ z jaką na scenie zawsze mkną wydarzenia, ma w sobie coś z karykatury ży­cia, ale jest to konsekwencja, do której od wieków świat się przy­zwyczaił. Lupa łamie tę konwen­cję, u niego na scenie życie toczy się, jak... w życiu; są pauzy, zamy­ślenia, zanikanie rozmowy, akcji, kłopotliwe wyciszenia i wynikające z nich niezręczności. Jeżeli dwóch braci chce ze sobą porozmawiać, zarazem poznać się i pożegnać, to siadają w kącie przy stole i roz­mawiają powoli, półgłosem, zwy­czajnie, chyba długo, ale jakoś tak dziwnie poza czasem, który w tymi momencie jakby zatrzymuje się...Wiele jest scen w tym spektaklu, których trwanie wydaje się roz­ciągnięte do granic możliwości, jak choćby pijacka hulanka w gospodzie w Mokrym czy skradanie się Dymitra w ciemności, pod ok­no oświetlonego pokoju ojca, ale żadna z nich tak wyraźnie, jak wspomniana wcześniej rozmowa Aloszy z Iwanem, nie unaocznia tego zawieszenia w czasie, nie u­kazuje możliwości, jakie daje na scenie pokazanie życia w jego na­turalnym biegu.

Wszystko to byłoby oczywiście niemożliwe, gdyby nie świetne aktorstwo całego, bez wyjątku, zespo­łu. Tam nie ma roli nieważnej, chybionej, puszczonej, nawet epi­zody są wycyzelowane. Popis Jana Peszka (Ojciec) w błazenadzie u Zosimy, jak i w pijackiej rozmo­wie z synami, niewiele ma sobie równych we współczesnym teatrze. Wreszcie - last but not lesst - muzyka Stanisława Radwana, któ­ra współtworzy atmosferę i nas­trój tego spektaklu, buduje napię­cia, zagęszcza niepokoje, wyraża, co komu w duszy gra.

Ewa Zielińska, Igraszki z czasem, Kurier Polski 1990, nr 242.

Sześć czy siedem godzin Braci Ka­ramazow. Cóż, widz dzisiejszy ma chyba inną miarę. Półtorej godziny, czas trwania filmu pełnometrażowego, albo wręcz trzy kwadranse, czas od­cinka serialu. Takiemu widzowi zapał szybko się wyczerpuje i przedstawienie zaczyna mu się dłużyć. I nic tu nie zmienia, że inscenizator zmontował przedstawienie metodą typowo filmo­wą i podzielił na odcinki jak serial, a nawet, że wstawił - w charakterze przerywników - parę wideoklipów. A więc rytm tego przedstawienia jest powolny. Owszem, zaimponowało mi, że twórcy udało się ten rytm utrzymać, bo, przyznam, gdzieś od połowy bałem się, że zacznie, nie daj Boże, przyśpie­szać. Muszę powiedzieć, że jeżeli coś na mnie zrobiło w tym spektaklu wra­żenie, to właśnie rytm. (…)

Są ci Bracia Karamazow pełni cyta­tów, nawiązań, zapewne i aluzji. Pra­wie każda scena ciąży ku zastygnięciu w jakiś obraz. Reżyser chętnie ustawia ze smakiem skomponowane grupy i rzuca na nie starannie dawkowane światło. Niekiedy mamy ciemne tło, kontrastowy światłocień i dramaty­czną kompozycję, kiedy indziej kon­trasty światła i cienia zostają złago­dzone, kontury stapiają się, nastrój pogłębia i wydobyte zostają jakieś nieme pasje. Ale do jakich mianowicie dzieł malarskich mają to być aluzje - nie umiałbym powiedzieć, a zgadywać nie chcę. Dość, że obrazy są ogromnie wysmakowane i że już przez to robią wrażenie aluzji. W niektórych przypadkach wręcz zachęcają do interpre­tacji figuralnej: zwłoki starca Zosimy, ukazane od stóp, czy to Chrystus zmarły?

Leszek Kolankiewicz, Notatki po spektaklu "Bracia Karamazow", Dialog 1991, nr 3.

 

 

Animacje kostiumów

Narodowy Stary Teatr w Krakowie tel. 48 12 4228566, 48 12 4228020 wew. 134 fax 12 2927512 e-mail:muzeum@stary.pl
Copyright 2011