Przedstawienie:
Twórcy obrazów
Autor:
Per Olov Enquist przedstawienia tego autora >
Reżyser:
Kazimierz Kutz przedstawienia tego reżysera >
Scenografia:
Ryszard Melliwa przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Juliusz Jaenzon: Roman Gancarczyk przedstawienia >
Selma Lagerlof: Anna Polony przedstawienia >
Viktor Sjostrom: Szymon Kuśmider przedstawienia >
Tota Teje: Sonia Bohosiewicz przedstawienia >
* rola dublowana
Opis:
Kazimierz Kutz powrócił po latach do krakowskiego Starego Teatru spektaklem Twórcy obrazów Pera Olova Enquista. Równie udanego i profesjonalnie zagranego przedstawienia nie oglądaliśmy na tej scenie od lat. Wspaniałe kreacje stworzyły Anna Polony i Sonia Bohosiewicz.
Enquist oddaje w swym utworze hołd pomnikowym postaciom szwedzkiej kultury: pisarce Selmie Lagerlof ( Polony), reżyserowi Victorowi Sjostromowi (Szymon Kuśmider), jego operatorowi Juliuszowi Jazonowi (Roman Gancarczyk) i aktorce Torze Teje (Bohosiewicz). Akcja toczy się w 1920 r., kiedy to bohaterowie spotkali się przy okazji roboczych projekcji filmu Sjostroma wg powieści „Niewidzialny woźnica” Selmy Lagerlof.
/…/ Przedstawienie Kutza jaśnieje dwiema kreacjami. Anna Polony jako Selma Lagerlof jest dystyngowana, władcza i opanowana. Maskuje wrzenie uczuć, choć potrafi równie nieoczekiwanie wybuchnąć gniewem, a nawet uderzyć. Zdarzy się jej wykazać wzruszające zakłopotanie, gdy Tora Teje zbyt głęboko zacznie drążyć intymne tematy. Miło skonstatować, że jedna z największych polskich aktorek otrzymała nareszcie rolę na miarę talentu.
W roli Tory Teje obsadził Kutz Sonię Bohosiewicz, której sceniczny temperament znakomicie wzbogacił i uwiarygodnił postać szwedzkiej femme fatale. Wcielając się w rolę aktorki Bohosiewicz nie stroni od interesujących gier z wykonawczą konwencją lat 20., chętnie i nie bez inwencji wykorzystują swą niezaprzeczalną vis comica.
Na tle ról kobiecych obaj aktorzy nie znajdują dużego pola do popisu, choć ich postacie bezkolizyjnie wpisują się w układ proponowany przez reżysera. .
Janusz R. Kowalczyk, Zaklinanie cierpienia, Rzeczpospolita 1999, nr 233.
Dla Kutza dramat Enquista jest okazja do rozmowy o wielkości i nędzy bycia artystą./…/
Spektakl to wielki powrót Anny Polony ( Selma Lagerlof). Widać, że aktorka cieszy się każdą chwilą na scenie. Trzeba wsłuchać się w jej nienaganną wymowę, patrzeć na każdy wycyzelowany do końca gest. Niezwykła i całkowicie uzasadniona pewność siebie wręcz onieśmiela./…/
Kazimierz Kutz, poparty talentem Polony i Bohosiewicz, mówi wprost, że sztuka wiąże się z odpowiedzialnością – szczególnie, jeśli to wielka sztuka. Wtedy artyści czują się „twórcami obrazów”, a dla tej chwili warto żyć i znosić poniżenia.
W swym przedstawieniu reżyser, znany z ostrych komentarzy na temat kolegów po fachu, zmierza więc do osobistego rozliczenia się ze sceną i filmem. Piętnuje teatr jako rozrywkę dla zakochanych w sobie pięknoduchów, wdzięczących się do publiczności, proszących o gromkie brawa. To nie ma nic wspólnego ze sztuką – zdaje się mówić. Prawdziwy teatr to krew, pot i łzy, pot. Dzięki nim powstają arcydzieła. /…/
Jacek Wakar, Łzy, ból i upokorzenia, Życie 1999, nr 234.
/…/ Kutz tekstu nie amputuje, minimalnie kreśli, natomiast po swojemu rozkłada interpretacyjne akcenty. Konstruuje Teatr mocno postawionych charakterów ludzkich, doskonale osadzonych w realiach epoki, pięknie przywołanej w scenografii – o której Kazimierz Wiśniak powiedziałby zapewne, że poprzez wypracowany detal wiele uczy – i w których przynależność do świata sztuki musimy uwierzyć. A to dlatego, że nie ma w tych postaciach niczego „po wierzchu”, są pełnowymiarowe, nasycone kontrastami, tchną życiem./…./
Kutz ujął przedstawienie w teatralny nawias, którym przydał sztuce Enquista nieoczekiwanych znaczeń. Najpierw taper, jak w kinie niemym, zasiada z prawej strony sceny, rozkłada nuty, by grać a vista. Potem zjeżdża z góry kinowy ekran. Oglądamy czołówkę filmu: tytuł, autor, nazwiska aktorów, reżysera, scenografa, kompozytora. Dalej spis darczyńców, bez których premiera nie mogłaby się odbyć, od banku po instytucje, które użyczyły taśm filmowych sprzed kilkudziesięciu lat. Na końcu „listy płac” pojawia się logo Starego teatru. Powiększa się ono coraz bardziej, aż znika w rozmytym kadrze. Potem ekran będzie jeszcze wykorzystywany kilka razy – obejrzymy nieme sekwencje: scenę przy łóżku chorej, sielską wilegiaturę i moment oddzielenia duszy od ciała. A kiedy i te fragmenty znikną , w finale powróci opisana już czołówka. W ten sposób, aż manifestacyjnie, przedstawienie włączone zostaje w krąg tej tradycji Starego Teatru, która ma rysy autotematyczne, odwołuje się dom jego własnej historii: historii spektakli i ich twórców. Wprawdzie tym razem obeszło się bez cytatów, ale kierunek metateatralnej zabawy jest ten sam. Aktorzy w przedstawieniu Kutza dokonują swoistego cudu. Opowiadając o spotkaniu sprzed osiemdziesięciu lat, opowiadają jednocześnie o sobie, o blaskach i cieniach profesji artysty, któremu tylko czasami udaje się osiągnąć to, że z gliny ulepione ptaszki – wzlecą.
Barbara Osterloff, Ziarnko piasku i perła, Teatr 1999, nr 10/12.