Przedstawienie:
Woyzeck
Autor:
Georg Büchner przedstawienia tego autora >
Reżyser:
Mariusz Grzegorzek przedstawienia tego reżysera >
Scenografia:
Mariusz Grzegorzek przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
ANDRZEJ: Błażej Peszek przedstawienia >
DOKTOR: Krzysztof Zawadzki przedstawienia >
KAPITAN: Mieczysław Grąbka przedstawienia >
MARIA: Marta Nieradkiewicz przedstawienia >
MAŁGORZATA: Dorota Pomykała przedstawienia >
OBŁĄKANY KAROL: Grzegorz Grabowski przedstawienia >
PODOFICER: Rafał Jędrzejczyk przedstawienia >
SZARLATAN: Bolesław Brzozowski przedstawienia >
TAMBURMAJOR: Krzysztof Stawowy przedstawienia >
WOYZECK: Wiktor Loga-Skarczewski przedstawienia >
* rola dublowana
Opis:
„(...) Dawno nie widziałem w Krakowie spektaklu tak wycyzelowanego plastycznie. Scenografię w dużym stopniu budują światła Szymona Lenkowskiego, tworzące z ascetycznej, jasnej dekoracji i współgrającymi z nią kostiumami coś w rodzaju żywego, oddychającego organizmu. Ludzkiego, nie scenicznego. Scenografia oddycha. Gigantyczne białe płótna, marszczące się i powiewające w próżni, wchodzą w rezonans z postaciami.
A każdy z büchnerowskich bohaterów został obdarzony indywidualnym niepokojem, szaleństwem czy zaangażowaniem.
Woyzeck w interpretacji Wiktora Logi-Skarczewskiego staje się papierkiem lakmusowym, odbijającym się od luster pozostałych mieszkańców perwersyjnej baśni. To marzyciel kulturowych zgliszczy. Wierzy w romantyczną miłość, chce być potrzebny i troskliwy, ale jego prostota i bezwolność doprowadzają protagonistów do wrzenia. Grzegorzek zestawia bezbronność Woyzecka z popędami kompanów. Maria w kreacji Marty Nieradkiewicz to cnotliwa dziewczynka z zapałkami, przypominająca sobie, że jest także dziwką; Grzegorz Grabowski w świetnej roli Karola kryje nadświadomość za chorobą psychiczną, w spektaklu znakomicie odnaleźli się także Krzysztof Stawowy (Tamburmajor), Mieczysław Grąbka (Kapitan) czy Dorota Pomykała (Małgorzata). Objawieniem jest dla mnie Krzysztof Zawadzki w roli lekarza dokonującego eksperymentów nad Woyzeckiem. Znęca się nad żołnierzem z odrzucanej pożądliwości. Chce być jak on, chce być nim, rozebrać się do końca.(...)
Łukasz Maciejewski, Igły w głowie tkwią głęboko po spektaklu w Starym Teatrze, „Polska Gazeta Krakowska” nr 35, 12-02-2014
„(...) Z dwóch najczęstszych wariantów myślenia o tej sztuce - opowieści o jednostce brutalnie tłamszonej przez system i podszytej egzystencjalnym dramatem historii miłosnej - Grzegorzek zdecydowanie wybiera drugi. Woyzeck jest tu przede wszystkim niespełnionym romantycznym kochankiem żegnającym się z marzeniami.
Nad sceną gwieździsty firmament z mrugających żarówek. Reżyser z upodobaniem pławi się w jarmacznym kiczu i przesadzie, lampkach, błyskotkach, trikach. Obrazek po obrazku - tak jak i w luźno skonstruowanym tekście Büchnera - pokazuje nam monologi kolejnych figur. Akcja jak w soczewce najczęściej koncentruje się na jednej postaci.
A te są zarysowane grubą kreską. Wiktor Loga-Skarczewski to Woyzeck raczej zamknięty w sobie i marzycielski niż wyrywający się z opresji. Kapitan Mieczysława Grąbki jest jowialny; Doktor Krzysztofa Zawadzkiego - szalony; Tamburmajor Krzysztofa Stawowego - krzykliwy. Powściągliwe i precyzyjne są za to kobiety: Marta Nieradkiewicz jako Maria, stojąca jakby z boku, poza tą feerią sztuczek i melodramatycznymi uniesieniami, i Dorota Pomykała w skupiającej kilka drugoplanowych postaci roli Małgorzaty. Pod koniec opowiada smutną bajkę o dziecku, które zostało samo na świecie, a gdy postanowiło dojść do księżyca, ten okazał się zbutwiałym kawałkiem drewna. W wypełnionym błyskotkami świecie przedstawienia nie może się ostać nic naprawdę pięknego.(...)”
Witold Mrozek, Objawienie Grzegorzka: Miłość ze snu nie istnieje, „Gazeta Wyborcza” nr 35 online, 12-02-2014
„(...) Ten fragment, wyrwany niejako z opowieści o małomiasteczkowym fryzjerze, co zabił własną żonę, pokazuje wyraźnie reżyserską strategię Grzegorzka. Przedstawia zbrukany świat, z którego odpłynęły wszystkie uczucia, a ludziom serca zamieniły się w kamienie, A jednak - trochę mimochodem - przemyca doń chwilę bezczelną, obliczoną nie na delikatne uniesienia, a wręcz na łzy. Pomykała płacze, albo gra, że płacze, niektórych widzów też ściska za gardło. Inni patrzą niewzruszeni, może oskarżą reżysera o emocjonalny szantaż. Jestem przekonany, że Mariuszowi Grzegorzkowi o to chodzi. Jego teatr jest zawsze grą o najwyższą stawkę, "Woyzeck" nadaje się do takiej gry jak niewiele innych dzieł, Georg Büchner zapisał go na niespełna trzydziestu luźnych kartkach, nie dbając o dramatyczną formę. Utworu nie dokończył, w wieku 24 lat zmarł na tyfus, "Woyzeck" pozostał jego opus magnum, otwartą księgą, którą wypełnić mogą swoją wyobraźnią ludzie teatru. A przy tym o "Woyzecku" Büchnera, z jego suchością, temperaturą obłędu tytułowego bohatera, nieubłaganą determinacją w opisie ludzi i świata, można powiedzieć jak o "Ulisessie" Joyce'a - że jest on tym, czym jest. Tyle, bo wyżej się nie da. Jeśli tak, ludzie teatru będą mieć problem. Nigdy nie dosięgną arcydzieła. Dla Mariusza Grzegorzka "Woyzeck", jak niegdyś łódzki "Makbet", stał się okazją do wypowiedzenia ze sceny wszystkiego chyba, co wie o teatrze. Tu nie ma mikroskali, jak w "Posprzątanym" Ruhl, to jednak inny wymiar teatru i świata. Tam pewnie było łatwiej rozsadzać świat dramatu inscenizacyjnymi rozwiązaniami, niecodziennymi, acz fantastycznymi pomysłami, żartem. Tym razem mamy summę, bo Woyzeck znaczy człowiek. Każdy.(...)”
Jacek Wakar, „Woyzeck” albo rzecz o opresji, „Dziennik Gazeta Prawna” nr 41/28-02/02-03-14
„(...) "Woyzeck" w reżyserii Mariusza Grzegorzka powstał wprawdzie w ramach Sezonu Swinarskiego w Teatrze Starym, ale nie ma sensu go zestawiać z wizją Konrada Swinarskiego z 1966 r. Grzegorzek czyta sztukę Buchnera po swojemu. W emocjonalnym, pełnym wigoru przedstawieniu mieszczą się erudycyjne odsyłacze psychologiczne, plastyczne, literackie, przede wszystkim jednak reżyser w doskonale zaprojektowanej przestrzeni obnaża świat pozbawiony metafizycznego czy historycznego kontekstu. Biologia zawłaszczyła psychologię. Krzyk, płacz, kopulacja, tymczasowość. Na tym tle tytułowy bohater, fascynujący nagi inkub w ciekawej interpretacji Wiktora Logi- Skarczewskiego wydaje się bardziej ludzki. Poddaje się instynktom, bezrozumnie przygląda się światu, wie jednak, że istnieje coś ponad. On jeden. Perwersja fatum polega na tym, że właśnie Woyzeck zabija.”
Łukasz Maciejwski, Natural Born Killer, „Wprost” nr 9/24-02/02-03-14
„(...) Scenografia, oświetlenie, muzyka, dźwięki i rytmy w spektaklu są odzwierciedleniem zachowań bohaterów, głównie Obłąkanego Karola i Woyzecka. Podczas wizyty u Doktora (Krzysztof Zawadzki) główny bohater, rozebrany do naga, zostaje przywiązany przez swojego lekarza do wiszących zasłon, w symbolicznym nawiązaniu do ukrzyżowanego Chrystusa, choć neurotyczna natura Woyzecka, która nikogo nie jest w stanie zbawić, przypomina raczej Antychrysta. W scenie z Andrzejem (Marcin Kalisz) tytułowy bohater słyszy obłąkańcze głosy, a w ich nasłuchiwaniu i wywoływaniu pomaga mu jarzące się co rusz oświetlenie, które rozbłyskuje w oczach widza. Przedstawienie nasycone jest dźwiękami z pogranicza Audio Artu. Odgłosy wytwarzane są przez samych aktorów, ponieważ podłoga jest naszpikowana mikrofonami - kroki, stuki i uderzenia kłują w uszy, w ten sposób przekazując lękowe stany postaci. Istotne są też rytmy, wytwarzane przez charakterystyczne ruchy bohaterów, zwłaszcza klapiące buty Doktora. Zdarza się też, że rytmy przechodzą od jednej postaci do drugiej, przekazując w ten sposób energetyczne napięcie w scenie. Spektakl jest zlepkiem pięknych plastycznie scen, urozmaiconych dodatkowymi efektami, ale pod walorami estetycznymi nic się nie skrywa. Neurotyczna osobowość scenicznych postaci myli w brochowskim duchu kwestie etyczne z estetycznymi, uciekając w ten sposób przed rzeczywistością, popadając w kicz.(...)”
Daria Kubisiak, Estetyka kiczu, „Teatr” nr 4 online, 28-04-2014