Przedstawienie:
Mistrz i Małgorzata
Autor:
Michaił Bułhakow przedstawienia tego autora >
Reżyser:
Krystian Lupa przedstawienia tego reżysera >
Scenografia:
Krystian Lupa przedstawienia tego scenografa >
Obsada:
Iwan Bezdomny: Bogdan Brzyski przedstawienia >
Korowiow: Piotr Skiba przedstawienia >
Hella: Iwona Budner przedstawienia >
Kajfasz, Doktor Strawiński: Jerzy Święch przedstawienia >
Marek Szczurza Śmierć, Rimski: Zbigniew Ruciński przedstawienia >
Pelagia Antonowna; Duma: Danuta Maksymowicz przedstawienia >
Frieda, Krystyna Ulianowna: Agnieszka Mandat przedstawienia >
Mistrz: Zbigniew W. Kaleta przedstawienia >
Sekretarka: Małgorzata Gałkowska przedstawienia >
Natasza: Lidia Duda przedstawienia >
Jeszua Ha-Nocri: Andrzej Hudziak przedstawienia >
Żorż Bengalski: Zygmunt Józefczak przedstawienia >
Zofia Pawłowna; Tatiana: Alicja Bienicewicz przedstawienia >
Afraniusz: Bolesław Brzozowski przedstawienia >
Małgorzata: Sandra Korzeniak przedstawienia >
Mariola : Joanna Drozda przedstawienia >
Anuszka; Kuzynka Arkadiusza Apollonowicza: Aldona Grochal przedstawienia >
Michał Berlioz: Zbigniew Kosowski przedstawienia >
Praskowia Fiodorowna; Bufetowa: Urszula Kiebzak przedstawienia >
Służąca Nisy, Arkadia Apollonowna Semplejarow: Maria Zającówna-Radwan przedstawienia >
Mikołaj Iwanowicz, Odwrócony tyłem: Andrzej Buszewicz przedstawienia >
Asasello: Jacek Romanowski przedstawienia >
Woland: Roman Gancarczyk przedstawienia >
Stiopa Lichodiejew; Alojzy Mogarycz, Pijak: Paweł Kruszelnicki przedstawienia >
Nikanor Iwanowicz Bosy, Arkadiusz Apołłonowicz Semplejarow: Leszek Piskorz przedstawienia >
Poncjusz Piłat: Jan Frycz przedstawienia >
Juda z Kiriatu, Szkolny kolega Iwana: Andrzej Deskur przedstawienia >
Mateusz Lewita, Kanafkin: Sebastian Oberc przedstawienia >
Nisa, Warwara: Joanna Sydor - Klepacka (Klepacka) przedstawienia >
Warionucha: Marcin Sianko przedstawienia >
Sekretarka: Sonia Bohosiewicz przedstawienia >
Mariola, dziewczyna z lodami: Marta Król przedstawienia >
* rola dublowana
Juda z Kiriatu, Szkolny kolega Iwana: Andrzej Deskur (gościnnie)
Mateusz Lewita, Kanafkin: Sebastian Oberc (gościnnie)
Mariola, dziewczyna z lodami: Marta Król (PWST)
Opis:
(…) Trwający dwa wieczory, nieomal dziewięciogodzinny spektakl zaczyna się w pełnej zgodzie z literą powieści. Na Patriarszych Prudach, w okolicy budki z piwem wałęsają się leniwie Berlioz (Zbigniew Kosowski) i Iwan Bezdomny (Bogdan Brzyski). Kiedy Berlioz usiądzie na ławeczce na proscenium, z przeciwnej strony, ze szczeliny kulis wychynie groteskowa, złośliwa głowa Korowiowa (Piotr Skiba). Korowiow od razu pokazuje minę, jaką za chwilę zrobi Berlioz w ciężkim przerażeniu opadając na ławkę.
Świta Wolanda, nazywana przez Lupę w programie sektą, wdziera się do Moskwy używając cyrkowych metod. Jakieś dziwne stukoty, nieopanowane błyskanie kolorowych świateł, nic groźnego, jakby drobne usterki w rzeczywistości. Czerwonobrody Woland (Roman Gancarczyk) też na początku zdaje się zabawny. Piekielnie szarmancki i diablo błyskotliwy, popycha koło fortuny Berlioza. A właśnie, czy na pewno? Zdaje się, że władza Wolanda nie jest aż tak wielka. On tylko odczytuje los Berlioza bacznie go obserwując, ale to nie on jest autorem serii przypadków, które doprowadziły Berlioza na ścięcie pod tramwaj. Wiedźmy w Makbecie też nie znają całej tajemnicy, tylko jej mały fragment, ale wiedźmy są tylko posłańcami. Kim jest Woland? To pytanie będzie jednym z głównych pytań spektaklu.
Na rozmowę trzech mężczyzn brawurowo i zabawnie nakłada się monolog sprzedawczyni piwa (Urszula Kiebzak), pomstującej na swego nieudanego kochanka. Jej akcja staje się coraz bardziej gwałtowna, lekko histeryczna. Spadają jakieś przedmioty. W tym czasie Iwan i Berlioz zaczynają kombinować, jak oddać Wolanda w ręce milicji. Puentą sceny jest arcyzabawna piosenka swingująca wokół jednego zdania "Bo da nogę".
(…) Pierwszy wieczór, w którym sporo arcykomicznej rodzajowości, pieczołowicie oddaje kolejne diabelskie (?) intrygi i kulminuje teatrem w teatrze, czyli sławnym pokazem czarnej magii w Varietes. Najpierw podglądamy ekipę Wolanda za kulisami. Pogrążeni w zwykłej dla siebie katatonii, śmiertelnym znużeniu niekończącej się wędrówki, siedzą nieporuszeni. W głębi Zorż Bengalski (Zygmunt Józefczak), nieszczęsny konferansjer, nadaktywnie przygotowuje się do występu. Zaraz się zacznie tandetny seans. Bengalski, jakby połknął najgorszy blichtr całego showbiznesu, rozkręca wieczór.
Pora na Wolanda. Najpierw fotel, którego zażąda, spadnie z nieba (?) na scenę z lekkim błyskiem przypalonych rac. Okaże się zresztą ohydnym metalowym krzesłem. Potem na widownię (mocno uzupełnioną aktorami) sypną się banknoty dziesięciorublowe i deszcz złotych płatków. Siedzące w małej loży, z hiszpańską elegancją odziane damy, są coraz bardziej zgorszone. A tu gra całkowicie wymyka się spod kontroli. Kiedy ktoś zażąda głowy Bengalskiego, sytuacja jest przesądzona. Seans czarnej magii nabiera trybu frenetycznego. Odcięta na naszych oczach głowa Bengalskiego leży na stole w głębi sceny, a jego zakrwawiony kadłub w lśniącym czerwonym fraku przepycha się wśród widzów. Czas na sukienki, pończochy, buciki i perfumy dla obywatelek Moskwy. Histeria narasta. Zrozpaczone dziecko usiłuje powstrzymać matkę wbijającą się w złotawą suknię (Agnieszka Mandat). Krzyczy: "Mamo! Mamo! Nie ośmieszaj się!!!" Teatr zaczyna wibrować. Tylko ekipa Wolanda zachowuje pełną kontrolę nad zdarzeniami.
Niebywały humor osiągnął też reżyser w scenach "telefonicznych". Jak wiadomo, w Mistrzu i Małgorzacie telefon jest podstawowym narzędziem kontaktu z milicją, zwykle zabronionym (dlaczego?) przez ludzi Wolanda. Telefony same gadają, szepcą, chichoczą, doprowadzają dzwoniących do rozpaczy. Zwłaszcza Rimskiego (Zbigniew Ruciński), miotającego się pod czerwoną kotarą dyrektorskiego gabinetu Varietes. Woland pracuje. Nie tylko w telefonie, także w telegrafie. Depeszę z Jałty przynosi Korowiow w kobiecym, a raczej babskim stroju. Nerwowość potęguje jeszcze opryskliwa i wścibska sekretarka (Sonia Bohosiewicz), która nie może podjąć decyzji, co jest ciekawsze: teatralna awantura czy jej nienaganne paznokcie. (…)
KIM JEST MAŁGORZATA?
Małgorzata zjawia się w szpitalnej celi Bezdomnego przywołana opowieściami Mistrza. Sposób prowadzenia tej postaci to jedna z największych zagadek i niespodzianek spektaklu. Małgorzata, o delikatnym, przebarwionym głosie, przyrodzoną lekkość rysów kojarzy z przepełniającą ją złością i goryczą. Tekst Bułhakowa, odpowiednio przycięty, nabiera nowych znaczeń. Znika cała historia płomiennej miłości. Idylliczne szczęście zdaje się istnieć jedynie w powieści, a nie w spektaklu.
Małgorzata nie jest "wieczną kobiecością", która ratuje swojego Mistrza. Dzieło jest ważniejsze od twórcy, jeśli bowiem powstanie, dopełni się mit, a mit z kolei może uratować miłość. Może. Małgorzata nie kocha Mistrza. Kocha książkę, którą Mistrz pisze.
(…) Lupa dystansuje się od zgrabnej literatury i dobrze skrojonych przedstawień. Drwi ze zręczności, która prowadzi na manowce. Opowieść stoi i nie posuwa się, zaszpuntowana przez reżysera, nowego Wolanda w tym przedstawieniu. Jego diabelski trik może rozplątać tylko milicja, która w końcu pojawi się w domu literatów i wszystkich zastrzeli.
(…) Tajemnica spektaklu zbiega się tu z tajemnicą książki Bułhakowa. Owo niedokończenie pozostaje najważniejszym elementem Mistrza i Małgorzaty. I tak, całkowicie zdemaskowany teatr i literatura (odkłamywanie było jednym z obsesyjnych tematów Wymazywania!) odkryły genialny teatr i literaturę. Trzeba było zniszczyć, żeby ocalić.
Choć słowo jeszcze o aktorach! Grają z najwyższym poświęceniem, nawet najmniejsze role. Są fantastyczni! Kwitną pod ręką Lupy. Szczególnie należy pochwalić jednak Wolanda i jego świtę. Roman Gancarczyk nadaje chłodny i intelektualny ton. Z drugiej strony Piotr Skiba wcielony w Korowiowa, przez cały czas precyzyjnie dawkuje swobodną dezynwolturę gry, obdzielając cały spektakl ironicznym dystansem i diabelską mądrością.
Czy po obejrzeniu tak emocjonującego przedstawienia, które rozbudza wszystkie struny wrażliwości, można spokojnie zaufać Małgorzacie, która mówi: "Sen cię wzmocni, przyjdą ci po nim do głowy mądre myśli"? Spróbujcie, ale pamiętajcie, że teraz każdy podejmuje decyzję na własną rękę. I niech się potem nie pcha z pretensjami, że jego opowieść nie ma końca.
Piotr Gruszczyński, "Mistrz i Małgorzata" Krystiana Lupy. Całkowite zdemaskowanie, Tygodnik Powszechny 2002, nr 20.
Mistrza i Małgorzatę Bułhakowa można przeczytać w osiem godzin. Na Mistrza i Małgorzatę Lupy również trzeba ośmiu godzin. Trzeba, nie trzeba - warto!
Żeby zobaczyć krakowskiego Mistrza i Małgorzatę, trzeba poświęcić dwa wieczory. Przez te dwa wieczory teatralni mieszkańcy Moskwy są zanurzeni w czymś ni to dawnym, ni współczesnym, kleistym, ulepionym z alkoholowej maligny, wyczekiwania, tęsknoty. Podglądają jak Małgorzata (Sandra Korzeniak) cudze sny; nie umieją jak Mistrz (Zbigniew Kaleta) rozgraniczyć jawy od rzeczywistości; wolą jak Piłat (Jan Frycz) żyć we własnych fantasmagoriach, gdzie są lepsi i odważniejsi.
Scena to biedny miejski placyk. Zwiędły, rozkwita dopiero za sprawą siły nieczystej. Ale diabły pod wodzą Wolanda ingerują w niego jakby od niechcenia, umęczone jak objazdowi artyści. Oprócz chwil popisów, drak i gagów (Korowiow Piotra Skiby i Behemot Adama Nawojczyka brawurowo rozgrywają wielką rewię) Lupa kazał im dręczyć ludzi i przeżywać kaca po każdej taniej sztuczce. Woland (Roman Gancarczyk) trwa w zapatrzeniu na ludzkie bydlęctwo i małość. Reżyser dopisuje bohaterom intencje, a nawet całe teksty i sytuacje.
Oglądając Mistrza i Małgorzatę, obcujemy niemal fizycznie z ponadroczną męką Lupy nad tym przedstawieniem. I po roku prób Lupa wchodzi w mrowisko zapisanych u Bułhakowa historii, ciesząc się samym faktem podróży przez tę gęstwę. Skryty w ostatnim rzędzie z mikrofonem przy twarzy reżyser jak zawsze dyryguje akcją sceniczną. Uruchamia światło i dźwięk, wygłasza fragmenty tekstu, gra na bębenku, wytrąca widza z komfortu pełnej iluzji. W scenie wizyty Korowiowa i Behemota w domu nieudanych artystów Lupa po raz pierwszy wchodzi w spektakl. Wbiega na scenę z widowni jako gość restauracyjny, komplementuje portierkę, wypija setkę wódki.
Robi jeszcze jedną woltę: obnaża przed widzami warsztat artysty. Każąc diabłom na oczach widowni wymyślić zakończenie spektaklu, reżyser pozwala zajrzeć w proces kreowania teatru z literatury. Widzimy cud transformacji, a zarazem samodemaskację teatralnej magii. Lupa odsuwa zasłonę, zdaje się wołać przez swoich aktorów: "Mój spektakl - jaka piękna katastrofa!". Przyznaje się do porażki - niemożności przełożenia książki na poetykę swojego teatru w skali 1:1. To wielka sztuka: umieć opowiedzieć o swojej klęsce za pomocą doskonałego widowiska.
Łukasz Drewniak, Siadaj i patrz, Przekrój 2002, nr 20.